Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja NecroVisioN Lost Company - Dance Macabre

Sebastian Oktaba | 05-03-2010 13:24 |

Shoot to kill

Zgodnie z przewidywaniami, patroszenie motłochu wypełnia niemal w dziewięćdziesięciu procentach czas „zabawy” z Lost Company. Od eksterminacji wszelkiego ściera uzależniono poniekąd możliwość kontynuowania marszu, zatem gdy w pewnym momencie traficie na zaryglowane drzwi, skrupulatnie zredukujcie liczebność okolicznego tałałajstwa. Zamierzona niedorzeczność? Owszem, jednak zadania stawiane przed graczem, nie ograniczają się wyłącznie do używania przybocznego arsenału. O przepraszam, łamigłówkami NecroVisioN nie będzie nam zaprzątał łepetyny, co najwyżej zmusi do przełączenia kilku przycisków lub wajch. Jeżeli w ogólnodostępnych testach na inteligencję wyszło komuś więcej niż siedemdziesiąt punktów, poradzi sobie z każdą przeszkodą. Ponadto, zaliczymy przynajmniej dwie misje z wykorzystaniem sprzętu wojskowego, wydatnie zwiększającego destrukcyjny potencjał głównego bohatera. Powolny lecz ciężko opancerzony czołg Renault FT17 oraz niezbyt zwinny i jeszcze mniej wytrzymały Halberstadt CL.II, stanowią miłe urozmaicenie pieszych wycieczek. Swoją drogą pojedynek między smokiem i dwupłatowcem, to widok niecodzienny, acz bardziej zastanawiający niż godny zachwytów. W odróżnieniu od „jedynki”, podczas zmagań z legionami nieumarłych częściej wspierani bywamy przez sojuszników, chyba okresowo nieśmiertelnych. Kiedy my ledwo dyszymy, kompani nie zdradzają najmniejszych objawów „zmęczenia”. Potwory zazwyczaj lgną do nas niczym wygłodniałe myszy do sera, co czyni opisywaną grę hardcorową. Określenie rozgrywki prequela NecroVisioN mianem subtelnej, jest równie trafne, co pytanie księdza o zdrowie żony.

Walka nie przeszła absolutnie żadnych istotnych zmian, czyli nadal przypomina skrzyżowanie Serious Sama oraz Painkillera. I właściwie tylko osoby preferujące masowe mordowanie, będą w pełni takim stanem rzeczy usatysfakcjonowane. Przeciwnicy dosłownie wyłażą spod ziemi za wszelką cenę dążąc do zwarcia, więc momentami trudno odgonić dzikie tłumy. Bywa tłoczno, jucha tryska obficie i głowy eksplodują niczym nafaszerowane petardami arbuzy. Ciała gnijących antagonistów podrywane wybuchami granatów wylatują na kilka metrów w górę, rozbijając o posadzki, faszerowane dodatkowo celnymi seriami ołowiu. Tak - NecroVisioN ocieka krwią, flakami oraz urwanymi kończynami. Jeżeli Bioshock 2 bulwersował, Lost Company może przyprawić o zawał serca lub odruchy wymiotne. Maniacy „gore” będą wniebowzięci. Tytuł od pierwszych minut narzuca mordercze tempo lecz dopiero od połowy rozpoczyna się istna lawina mięsa armatniego, bezrozumnie ładującego cztery litery przed lufę. Uwierzcie mi na słowo, to co dzieje się na ekranie, jest chwilami przytłaczające. Niczym nieskrępowana rzeź bawi, ale zbytnia intensyfikacja potyczek potrafi przerodzić się we frustrację. Kolejne fale rozszalałych maszkaronów napływają regularnie, co pozwala przypuszczać, że tyłek Jonasa Zimmermana cechuje niebywała odporność. Aczkolwiek przyparci do muru i unieruchomieni, nie pozostajemy bezradni. Ostatecznie, nasz biedny bohater w wyrządzaniu krzywdy, niekoniecznie bliźnim, uchodzić może za wybitny autorytet...

W kwestii dawkowania akcji ekipa The Farm 51 przekroczyła chyba wszelkie granice, jakie kiedykolwiek zostały ustalone w FPS. Trup ściele się gęsto i gdyby nie stosunkowo miodny system mordowania agresywnej fauny, nikt nad powstałym mętlikiem nie zdołałby zapanować. Na szczęście znane już rozwiązania wciąż spisują się rewelacyjnie, ratując grę przed ostrą krytyką. Połączenie broni palnej, ciosów wręcz oraz adrenaliny (Bullet Time) okazało się strzałem w dziesiątkę, zapewniającym opisywanemu tytułowi szaloną dynamikę rodem z Painkillera. Taktyka walki kombinowanej polegająca na zaangażowaniu trzech klawiszy myszki oraz doraźne wspomaganie kopniakami, sprawdza się znakomicie. Poszczególne ataki łączą się w brutalne kombosy podnoszące poziom furii, która z kolei pozwala spowalniać czas oraz zwiększa naszą efektywność bojową. Kombinacje nie wymagają nadzwyczajnej wprawy czy wyczucia, wszak chodzi o maksymalną rozwałkę. Przeciwnicy rozrywani na strzępy konają w potwornych męczarniach, jakich w przeciętnym shooterze nie uświadczymy. Smaczku dodaje jeszcze czarny humor twórców przejawiający się w niewybrednych i jakże wymownych nazwach finiszerów (Maszynowy odstrzał głowy, Rakietowy człowiek, Szalony żniwiarz, Martwica mózgu). Niemniej, bywają sytuacje gdy wojenny rozgardiasz zwyczajnie męczy, każąc przykleić NecroVisioN łatkę bezmyślnej sieczki, którą de facto jest. Przemawianie do adwersarzy odbywa się wyłącznie metodą siłową, gdyż ich inteligencja tudzież instynkt samozachowawczy są równe zeru. Czyli wszystko po staremu, ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie inaczej... nieprawdaż?

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.