Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Grand Theft Auto IV - Rozrabiamy na mieście

Sebastian Oktaba | 12-12-2008 19:49 |

Jadę bo chcę

Model jazdy w nowym GTA przeszedł gruntowną przebudowę w stosunku do wcześniejszych części. Karykaturalnie zręcznościowy sposób prowadzenia pojazdów ustąpił miejsca rozwiązaniom zdecydowanie bardziej realistycznym. Samochód nie zachowuje się już jak karton z przymocowanymi czterema kołami i zdecydowanie bardziej czuć masę aut, które okazują się niezbyt pokornie i skore do nad i podsterowności. Oczywiście, zależy czym kierujemy - w końcu sportowe cabrio charakteryzuje większa dynamika i zwrotność, niż rodzinne kombi. Całkiem przyjemnie wpada się w poślizgi, ale nie można przesadzać z gazem na zakrętach, inaczej poczujemy czym jest siła bezwładności lub wykręcimy pięknego pirueta. Co prawda nieco dziwnie wyglądają pojazdy przechylające się na boki niczym beczkowóz, ale z czasem przestaje się ten fakt rejestrować. Natomiast w momencie zderzenia czeka nas niespodzianka. jeżeli zaliczymy tak zwaną „czołówkę”, Niko wyleci z impetem przez przednią szybę w fontannie szkła. O pasach bezpieczeństwa niestety nie pomyślano. Opanowanie sztuki bezkolizyjnej jazdy wymaga czasu, a początki nie są łatwe. Zapewnić mogę natomiast, że po kilku godzinach spędzonych nad grą zaczynamy czuć „bluesa”. Towarzyszący wszelkim wypadkom i stłuczkom model zniszczeń wykonano lepiej niż zakładałem. Od strony wizualnej zdewastowane samochody prezentują się świetnie: powyginana blacha i błotniki, potłuczone szyby i reflektory, głębokie wgniecenia świadczące o bliskich spotkaniach z latarniami, przebite opony i pourywane zderzaki - czego chcieć więcej? Przy niechlujnej jeździe, nasz środek transportu szybko zaczyna przypominać wrak. Dachowanie nie oznacza już nieuniknionej eksplozji, same samochody zaś wydają się dość wytrzymałe. Zastrzeżenia wzbudza jednak praca kamery przy skręcaniu, a w zasadzie jej kąt nachylenia nienadążający za pojazdem. Powoduje to problem z dostrzeżeniem, w co dokładnie za sekundę wiedziemy. Wprawdzie istnieje opcja korygowania widoku przy pomocy myszy, ale nie rozwiązuje to w pełni problemu, że już o komforcie nie wspomnę.

Gdy tylko przypomnę sobie obrzydliwe sylwetki aut z San Andreas i Vice City, zbiera mi się na wymioty, a ciało przeszywa dreszcz obrzydzenia. Gdyby nie setki nowych maszyn dostępnych w internecie, uznałbym ekipę Rockstar za krzewicieli turpizmu. Natomiast Grand Theft Auto IV już na starcie w pełni zadowala moje oczy oraz zmysł estetyki sprawiając, że co chwila miałem ochotę wskoczyć do innej fury, aby przyjrzeć się jej z bliska. Pochwały należą się grafikom za szczegółowy wygląd oraz nienaganną stylistykę nadwozia. Jak na dłoni widać, że samochody wykonano ze smakiem i idealnie dopasowano do realiów Liberty City. Powróciły niemal wszystkie znane z wcześniejszych części modele: Infernus, Sentinel, Stallion czy Sabre z tą różnicą, iż teraz łatwiej rozpoznać w ich kształtach prawdziwych odpowiedników. Chevrolet Camaro, Mercedes S600, Corvette, Aston Martin Vanquish, Mitsubishi Galant czy BMW M3 to tylko kilka przykładów. Nie można narzekać na różnorodność: amerykańskie krążowniki, sportowe coupe, vany, terenówki, ciężarówki, rodzinne sedany czy limuzyny - wybór jest przeogromny. Zasiądźmy także za sterami helikoptera, ale o swobodnym lataniu samolotami należy zapomnieć. Dla entuzjastów jednośladów pozostają motory, które o dziwo nie przekonały mnie do porzucenia czterech kółek jak w poprzednich częściach serii.

Przemoc nie jest wyborem lecz przymusem, jeżeli chce się przeżyć w Liberty City chociaż jeden dzień. Na starcie zdani jesteśmy wyłącznie na swoje kończyny, którymi z powodzeniem okładamy oponentów. System walki bezpośredniej nieco rozbudowano, pojawiły się nawet bloki i kopniaki. Niemniej szanujący się gangster bez broni jest mało przekonywający. Zgodnie z powyższym warto rozejrzeć się za gnatem. Podobnie jak niegdyś, także w czwartej części GTA broń kupujemy w wyspecjalizowanych punktach, gdzie sprzedawca nie pyta o pozwolenie. Do dyspozycji oddano klasykę gatunku: AK-47, M-16, wyrzutnię rakiet, kilka pistoletów maszynowych, strzelby oraz pistolety. Każdy znajdzie coś praktycznego. Co lepsze pukawki pojawią się w stałej ofercie w odpowiednim momencie, nie ma więc mowy, aby za pierwsze zarobione dolary nakupić od razu ciężkiego sprzętu i siać zniszczenie oraz pożogę. W stosunku do poprzedników zrezygnowano więc z elementu destrukcyjnego na rzecz zrównoważonego rozwoju. Regularna wymiana ognia z użyciem broni dystansowej nie jest już banalnym „naceluj i strzelaj”. Uzdolniony Niko z powodzeniem wykorzystuje zasłony terenowe, potrafi wychylać się zza winkla i precyzyjnym strzałem w głowę skutecznie zdejmować przeciwników. Kanonady nie przypominają wycieczki na strzelnicę, bliżej im do koncepcji rodem z Brother in Arms czy Gears of War. Moim zdaniem zabieg wyszedł grze na dobre, głupawy rozpierdziel nie przystawałby do reszty. Kill Frenzy definitywnie odeszło do lamusa ...

Kontynuując wątek, każdy, kto nie urodził się wczoraj, wie jakim sposobem pozyskujemy bryki. Wyłapujemy na ulicach interesującą gablotę, sprzedajemy kierowcy „bombę”, zabieramy zdobycz, a w zamian zostawiamy tylko słowa „otuchy”. Niektórzy właściciele aut desperacko chwytają za klamkę byłego wózka, ale przeciągnięcie takiego delikwenta po jezdni natychmiast pozbawia go złudzeń rychłego odzyskania własności. Kradzież zaparkowanych maszyn także wygląda inaczej niż dotychczas. Nie wystarczy jedynie podejść i władować się do środka. Fury najczęściej są zamknięte, więc Nikoś dyskretnie rozejrzy się po okolicy, wybije łokciem szybę i dopiero wtedy odpali silnik po krótkim majstrowaniu. Kolejny dowód na to, że opisywany tytuł jest znacznie dojrzalszym i wnikliwiej przemyślanym produktem, niż poprzednicy. Podobnie została potraktowana rola stróżów prawa z Liberty City. Policja w Grand Theft Auto zawsze była elementem rozrywkowym, w końcu nic tak nie podnosi adrenaliny jak wariacki rajd przez miasto skradzionym samochodem i ucieczka przed kolumną służb porządkowych. Nie inaczej jest w czwartej odsłonie GTA, chociaż i tutaj zaszły pewne zmiany. Przede wszystkim rozgramianie policyjnych patroli i hurtowe mordowanie funkcjonariuszy nie jest wcale proste. Niko okazuje się dość wrażliwy na ołów, a gliniarze potrafią rozbroić nas bez oddania strzału. Gdy zacznie się gonitwa, na radarze widzimy pole zasięgu LCPD, które wystarczy opuścić i chwilę pozostać w ukryciu, aby pozbyć się ogona. Sprawy przybierają nieciekawy obrót w momencie wkroczenia S.W.A.T. oraz agentów federalnych, bo ci panowie łatwo nie odpuszczają. Aczkolwiek grwa w kotka i myszkę nadal bawi.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.