Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Fuel PC - Rzeczywistość polskiego kierowcy

Sebastian Oktaba | 29-07-2009 12:09 |

Ognia daj lampie mojej

Niektórzy może wiedzą, pozostali niekoniecznie, ale chwilę po oficjalnej premierze Fuel trafił do Księgi Rekordów Guinnessa. Wydawca zapewne byłby wniebowzięty gdyby rozchodziło się o wyniki sprzedaży lecz sprawa dotyczyła skrajnie innej kwestii. Owo osiągnięcie Fuel zawdzięcza gigantycznemu terenowi na jakim toczy się gra. Powierzchnia mapy wynosi około 14.000 kilometrów kwadratowych (!). Mało tego, programiści z Asobo pozwolili nam dowolnie zwiedzać ten przeogromny świat pustkowi w trybie swobodnej jazdy. Wschód, zachód, północ czy południe? To bez znaczenia, bowiem sami wybieramy kierunek i trasę. Rozwiązanie zaczerpnięte bezpośrednio z gier typowo sandboxowych spisuje się całkiem nieźle. Swoboda obowiązuje także podczas zawodów, dając grającemu spore pole do popisu. Pomaganie sobie nie jest postrzegane jako oszustwo zatem nareszcie nikt za skracanie drogi nas dotkliwie nie karze. Niejednokrotnie kombinowanie okazuje się wręcz wskazane, pamiętać tylko należy o ewentualnych punktach kontrolnych. Przeciwnicy także skrzętnie korzystają z takiej sposobności zapylając poprzez pola, rowy, zbocza czy nasypy. Pełen luz, niemniej znajomość topografii najbliższej okolicy jest nader wskazana. Spontaniczny „skok w bok” może zakończyć się dachowaniem na dnie kanionu i pożegnaniem z wygraną. Żeby nie zaginąć w akcji warto od czasu do czasu spojrzeć na GPS obrazujący przebieg najbliższego odcinka trasy. Poza tym, tak naprawdę przedstawiony świat gry nie jest jedną spójną całością, bowiem został podzielony na kilkanaście pomniejszych stref. Podroż pomiędzy kolejnymi obszarami możliwa jest dzięki śmigłowcom transportowym, przerzucającym nas we wskazane miejsce. Szkoda, niemniej każdy kto lubi zmierzać ku zachodzącemu słońcu będzie usatysfakcjonowany. O ile w Need For Speed: Undercover czy Burnout: Paradise pomimo otwartego świata byliśmy ograniczeni do infrastruktury drogowej, tak w Fuel znacznie mniej nas blokuje i to jest piękne.

Swobodne śmiganie ma swój specyficzny urok, pozwalając zasmakować nieskrępowanej wolności. Prując kamienistą dróżką, przemykając obok uschniętych konarów drzew i kosząc zakręty gdy ziemia radośnie strzela spod kół, odprężenie przychodzi w okamgnieniu. Natomiast gdy już przesycimy się kluczeniem po okolicy, zwiedzimy wszystkie dostępne zakamarki i punkty widokowe lub zwyczajnie zatęsknimy za rywalizacją, przychodzi czas na tryb kariery. W Fuel jeździmy więc od obozu do obozu, zaliczając wyzwania, kolekcjonując gwiazdki i pozyskując paliwo kopalne. Pierwsze służy nam do odblokowywania kolejnych stref, drugie natomiast funkcjonuje jako środek płatniczy na zakup nowych fur. Oczywiście im wyższy poziom trudności z trzech dostępnych wybierzemy, tym profity będą większe. Konkurencji jest kilka, wśród których (ku memu rozżaleniu) próżno szukać oryginalnych zwariowanych pomysłów. Co prawda wyścig z helikopterem brzmi zachęcająco, ale podobnych atrakcji nie ma zbyt wiele. Jazda na czas, klasyczny sprint czy ostatni odpada to oklepane schematy. Wyprawy terenowe na orientację, zapewne ucieszą hardcorowych fanów off-roadu. Teoretycznie nieco ciekawiej przedstawia się Seek & Destroy, ale szybko zawodzi pokładane w nim nadzieje. Nie ma tu miejsca na agresję lub niebezpieczne kolizje rodem z Burnout. Wystarczy tylko dogonić cel i go... lekko stuknąć. Najwyraźniej to wyjątkowo skuteczny „zły dotyk” skoro przeciwnik natychmiast zaliczany jest jako skasowany. Brawo dla autorów za trafny dobór nazewnictwa. Całe szczęście, że chociaż podczas wojaży towarzyszą nam zmienne warunki pogodowe, czasami nawet jakieś nieprzewidziane atrakcje. Zdarza się, że słup wysokiego napięcia lub załamane drzewo zawali drogę i trzeba natychmiast wykonać manewr. Jednak trzonem rozgrywki pozostaje szaleńcza jazda na złamanie karku, byle tylko przekroczyć linię mety. Chętnych czeka sto dziewięćdziesiąt konkurencji, w tym ponad siedemdziesiąt przeznaczono na tryb kariery. Daje to w sumie kilkanaście godzin ciągłej gry.

Wszelako z buta poruszać się nie będziemy, zatem warto zobaczyć co schowano w garażu. Asortyment pojazdów obejmuje kilkadziesiąt modeli najróżniejszych maszyn, nie tylko klasycznych jedno i dwuśladów. Będą więc lekkie buggy, masywne muscle cary, sportowe fury, półciężarówki, quady oraz samoróbki. Unikalnych konstrukcji nie brakuje na czele z Big Foot i hybrydami hulajnogi oraz motoru (sic!). Wszystkie wehikuły charakteryzuje wygląd jasno sugerujący, że inspirację styliści czerpali właśnie z Mad Maxa. Każdy z rozklekotanych złomów pochwalić się może kilkoma statystykami na czele z przyspieszeniem, sterownością lub prędkością maksymalną, aczkolwiek ich wpływ na właściwości jezdne w grze jest dyskusyjny. Co prawda niektóre pojazdy wyjątkowo kiepsko radzą sobie w terenie, inne zupełnie przeciwnie, ale na tym generalnie różnice się kończą. Niestety nie przewidziano sensownego tuningu zdobytych maszyn, które dosłownie proszą się o modyfikacje. Wybór desenia lub koloru nadwozia to stanowczo zbyt mało. W Pure przynajmniej mogliśmy złożyć dowolnego quada, zaś w Fuel nic podobnego na nas nie czeka. Trochę szkoda. W postapokliptycznym świecie próżno też szukać salonów samochodowych gdzie moglibyśmy przebierać w rupieciach. Zakupów dokonujemy tuż przed rajdem w menu, wybierając najczęściej spośród kilku propozycji. Niejednokrotnie, co tyczy się wyzwań, ograniczeni zostaniemy do z góry narzuconej maszyny. Niech ktoś mi jeszcze wytłumaczy, dlaczego żadnego nabytego pojazdu nie można odsprzedać? Rynek wtórny nie istnieje? Eh... niby pierdoła, ale zauważona zmusza do postawienia pytania. Na otarcie łez (chyba papierem ściernym) pozostaje odkrywanie nowych łaszków dla postaci kierowcy. Nie wiem czy fani wyścigówek liczą właśnie na elementy simopodobne, ale skłonny jest założyć, że nie. Zamiast tego wolałbym dopracowany widok z kokpitu, którego rzecz jasna zabrakło. Dla totalnie niewyżytych amatorów terenowej hulanki, programiści przygotowali edytor wyścigów. Proste oraz intuicyjne narzędzie pozawala w krótkim czasie stworzyć własną trasę. Raz, dwa i gotowe.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.