Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Dead Rising 2 - 1001 Sposobów na zabicie zombi

Sebastian Oktaba | 12-10-2010 16:14 |

McGyver vs Zombi

Najbardziej charakterystyczną cechą opisywanego Dead Rising 2 wcale nie jest skrzywione poczucie humoru, które emanuje od tego tytułu na kilometr, lecz możliwość pacyfikowania oponentów na dziesiątki... setki... tak, steki najróżniejszych sposobów. Gdybyście znaleźli się w mieście pełnym zombi, to uparcie szukalibyście sklepu z giwerami, aby zadać śmierć wygłodniałym oponentom? Pewnie nie byłoby czasu na rekonesans, zatem za narzędzia mordu posłużyłyby wtedy najprostsze przedmioty codziennego użytku. Twórcy sequela Dead Rising podchwycili ten jakże oczywisty pomysł, czemu zawdzięczamy najbardziej realistyczną i niedorzeczną zarazem siekankę z denatami. Doniczka, patelnia, wieszak, gaśnica, latarka, komputer, kasa fiskalna, szczotka, wiertarka, łom, siekiera strażacka, miniaturowy helikopter, miecz, nóż do masła oraz tuziny innych zwykłych rzeczy, można wykorzystać jako oręż. Wybór jest gigantyczny i praktycznie wszystko co znajdziemy stanowi mniej lub bardziej śmiercionośny gadżet - organiczna nas tylko wyobraźnia. Przywalenie zombi uprzednio wyrwanym halogenem lub koszem na śmieci, to widok zjawiskowy oraz szalenie zabawny. Rzecz jasna pistoletów, karabinów, strzelb i granatów także znajdziemy pod dostatkiem, ale okładanie wrogów pluszową zabawką albo rakietą tenisową jest nieporównywalnie przyjemniejsze. Czysty freestyle w doborze środków zagłady daje mnóstwo radochy, niemniej gra chowa jeszcze jednego asa w rękawie.

Miło jest klepać zombi czym popadnie, ale na tym krwawa wolna amerykanka wcale się nie kończy. Część znajdowanych przedmiotów (ikony symbolizują ich przeznaczenie) można z powodzeniem łączyć, aby konstruować coraz bardziej wyszukane narzędzia eksterminacji nieumarłych. Do tego celu potrzebujemy jedynie odpowiednich elementów, stołu montażowego w wydzielonym pomieszczeniu oraz przepisu - specjalnych kart, które zdobywamy w trakcie rozgrywki. Przyznam zupełnie szczerze, pod tym względem Dead Rising 2 przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Kij baseballowy oraz pudełko gwoździ pozwolą zmajstrować maczugę, butelka whiskey i stara gazeta równa się koktajl Mołotowa, zaś maska dinozaura plus fajerwerki owocują... czymś wybuchowym. Chuck to chyba brat sławnego McGyvera. Chcecie więcej? Proszę bardzo! Wiadro i wiertarki stworzą mikser zakładany na czerep nieszczęśnika, przemielający zawartość jego czaszki przy akompaniamencie hektolitrów posoki - zdecydowanie obrzydliwy widok. Z kolei wzmacniacz i gitara elektryczna w duecie porażą maszkary siłą ostrego riffu, niczym nova błyskawic z Diablo II. Szczególnie zestaw małego muzyka wzbudził mój entuzjazm gdyż identycznego Marshalla i „wiosło” aktualnie posiadam. Wniosek? Przynajmniej na wypadek plagi zombi jestem dobrze wyposażony.

Podłoże do czynienia krzywdy na masową skalę jest naprawdę doskonałe, jednakże po pewnym czasie druga odsłona Dead Rising razi monotonią - ściślej rzecz ujmując, starciom brakuje dynamiki oraz finezji. Postać porusza się powoli, nie potrafi biegać (gdzie sprint?!) i dysponuje żenująco małą ilością ciosów. Problem mobilności pośrednio rozwiązują środki transportu - od deskorolki, przez rowerek dziecięcy do czterokołowców włącznie. Choć model jazdy jest generalnie drętwy, to motocykl enduro czy melex świetnie nadają się do koszenia umarlaków. Duch Carmageddon wiecznie żywy! Szkoda, że zaawansowane kombosy w zasadzie nie istnieją, wszak za takowe trudno uznać proste ataki specjalne typu kopniak lub przerzut. Zresztą, recenzowany przeszło tydzień temu Darksiders: Wrath of War pokazał, jak powinien wyglądać prawidłowo przygotowany system walki. Zmarnowano również ogromny potencjał drzemiący w elementach zaczerpnięty wprost z cRPG. Chociaż za ratowanie ocalałych tudzież mordowanie zombi Chuck zdobywa doświadczenie awansując na kolejne poziomy, to wpływu na rozwój herosa nie mamy żadnego. Cały proces odbywa się automatycznie, łącznie z przydzielaniem zdolności oraz podnoszeniem statystyk. Uff... Początek jest zachwycający, potem następuje zlodowacenie, natomiast gdzieś w drugiej połowie gry sytuacja ponownie zaczyna się zmieniać na korzyść. Nowe umiejętność, większa wytrzymałość i ciekawsza broń przywracają cząstkę utraconej grywalności. Niesmak pozostaje.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.