Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Darkest of Days - Grajcie szybciej, bo się ściemnia...

Sebastian Oktaba | 17-05-2010 16:40 |

Walka w ciemno

Objętość cekhauzu w Darkest of Days byłaby nieistotna, gdyby ekipa 8Monkey Labs zastosowała drewniany model prowadzenia ognia będący gwoździem do trumny większości budżetowych FPS. Wystarczy wspomnieć takie kwiatki jak You Are Empty żeby zrozumieć, iż nawet przyzwoita oprawa audiowizualna nie wystarczy jeśli brakuje satysfakcji płynącej bezpośrednio z koszenia oponentów. Recenzowany tytuł nie porywa w podobny sposób co Battlefield: Bad Company 2 i deko mu do ideału, aczkolwiek można odnaleźć weń pozytywne cechy... czego miodnością nie odważę się nazwać. Darkest of Days jest nieporównywalnie bardziej dopracowane niż gros „kaszankowych” shooterów i prawdopodobnie zadowoli mniej doświadczonego gracza, lecz czy zdoła odpracować wydaną równowartość około siedmiu puszek złocistego płynu? Przyjemność z uśmiercania wirtualnych przeciwników waha się w zależności od tego, jaką broń dorwaliśmy w łapska - pamiętać przy tym należy, że ograniczeni jesteśmy do dwóch sztuk żelastwa. Oczywiście pomiędzy używaniem muszkietu i karabinu maszynowego istnieje gigantyczny dysonans, więc sporo zależy od naszego wyposażenia w danej chwili, ale zazwyczaj im nowszy „stuff” tym frajda większa. Sprawność obsługiwania oraz potencjał uzbrojenia można zresztą podnosić, dzięki zdobywanym podczas misji punktom. Jednak w systemie „upgreadów” wkradły się twórcom ordynarne babole... skoro rewolwer bębenkowy (standardowo sześć komór) po ulepszeniach posiada osiemnaście pocisków. Technologia KronoteKu faktycznie musi być innowacyjna... Poza tym, wzorem Gears of War w trakcie wymiany magazynku istnieje sposobność przyspieszenia tego skrajnie długiego procesu, ale spóźnienie się z wciśnięciem klawisza choćby o sekundę, owocuje zacięciem oręża. Reasumując, tytułowi brakuje polotu.

Teraz będzie trochę mniej przyjemniejsza część wycieczki dotycząca o ironio właśnie zwiedzania map, czyli podróży które oprócz tego że kształcą czasami również cholernie bolą. W Darkest of Days przemierzymy kilka frontów, gdzie natkniemy się na zjawiska tak niezwykłe, iż doczesna nauka miałaby twardy orzech od zgryzienia, gdyby zechciała je wyjaśnić. Wybaczcie tę zamierzoną enigmatyczność nasączoną odrobiną sarkazmu, ale nie jestem w stanie odmówić sobie tej drobnej przyjemności. Do rzeczy teraz! Plansze będące areną zaciętych walk są solidnych rozmiarów, przewija się przez nie dużo mięcha, acz niczym nadzwyczajnym nie zaskakują. Pola, lasy, wzniesienia, kaniony, okopy trochę samotnych budynków i to w zasadzie wszystko co DoD ma do zaoferowania. Pustak, marazm, nuda... Jedynie lokacje w niemieckim obozie koncentracyjnym oraz Pompejach nieznacznie się wyróżniają, ale reszta cuchnie przeciętnością na kilometr. Niekorzystne wrażenie potęgują... niewidzialne ściany. O losie... porozmieszczano je w tak niefortunnych miejscach, że designerów z 8Mokely Labs pasowałby wychłostać, obtoczyć w smole i posypać pierzem! Żeby jeszcze zostało to podyktowanie uwarunkowaniami terenu - drutem kolczastym, betonową zaporą, ale gdzież tam - nieprzekraczalna bariera potrafi zablokować drogę na otwartej przestrzeni! Takiego babola strzelić w 2010 roku? Wstyd, hańba, ujma, kpina.

Skoro zbliżamy się powoli do nieuchronnego końca, pozostała już tylko jedna kwestia (nie)warta uwagi - mianowicie sztuczna inteligencja przeciwników albo raczej jej namiastka. Jak to zwykle w produktach budżetowych bywa, nad SI nikt solidnie nie popracował, toteż adwersarze pchają się nam bezmyślnie przed lufę lub biegają nieporadnie wkoło. Bynajmniej, gra wcale nie jest łatwa, co udowadnia celność agresywnego motłochu potrafiąca doprowadzić do szału. Znacie to przedziwne uczucie, że czegokolwiek byście nie zrobili - wszyscy strzelają właśnie do Was? Myślicie, że ukrycie wśród dziesiątek sprzymierzeńców coś pomoże? Pudło - bezbłędnie jesteśmy wyszukiwani i napiętnowani, przez co chwilami robi się naprawdę hardcorowo. Motłoch niemiłosiernie napiera, zewsząd świszczą kule, życie regeneruje się powoli i na skuteczności kompanów próżno polegać. Cóż, wojenna zawierucha potrafi już na najniższym poziomie trudności dać się ostro we znaki. Abstrahując od powyższego miło mi zakomunikować, iż wydając na Darkest of Days niespełna dwadzieścia złotych, otrzymujemy tytuł zlokalizowany kinowo w bardzo dobrym stylu. Ekipa tłumacząca odwaliła kawał solidnej roboty, zasługując na gest uznania (Ave!). Słownictwo jest poprawne, dialogi nawet zabawne i nie brakuje ostrzejszych zwrotów, jeśli sytuacja zrobi się nieciekawa. Dobrze, że choć jeden element dopracowano jak trzeba.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 4

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.