Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Call of Duty: Black Ops - Szczęśliwa siódemka?

Sebastian Oktaba | 16-11-2010 09:21 |

Na koniec świata

Tryb dla pojedynczego gracza stanowi przystawkę przed daniem głównym, jakim bez wątpienia jest masowa młócka w sieci, aczkolwiek twórcy stawali na głowie, żeby „singiel” cieszył i zapadał w pamięci. Chociaż pierwsze chwile spędzone z Black Ops nie nastrajają optymistyczne, dalej czeka mnóstwo niespodzianek, zaś tempo wzrasta szybciej niż dług publiczny Polski. Koszmarną liniowość zamaskowano imponującą różnorodnością, szalenie dynamiczną akcją oraz wyreżyserowanymi scenkami. Zasiadając do Call of Duty trzeba pozwolić porwać się nurtowi rzeki, nie płynąć uparcie pod prąd szukając własnych rozwiązań - wtedy zabawa jest przednia. Oprócz przymusu pozbawienia życia tysięcy wirtualnych adwersarzy, oddelegowani zostaniemy także do wykonania kilku mniej standardowych zadań. Wzniecimy bunt w obozie pracy, będziemy wspinać po oblodzonych skałach, cichaczem podkradniemy do bazy rakietowej oraz uwolnimy ważnych zakładników. Naszym poczynaniom akompaniują świsty kul, efektowne eksplozje, huk wybuchów, przeloty naddźwiękowych samolotów, dudnienie wirników krążących w powietrzu śmigłowców, krzyki konających i komendy współtowarzyszy. Najczęściej gra polega jednak na dotarciu z punktu „A” do „C” przez „B”, niemniej pomiędzy checkpointami dzieje się naprawdę sporo, co czyni z Black Ops przyjemną oraz klimatyczną sieczkę.

Wśród misji ofensywnych, które doskonale znamy z innych strzelanin lub poprzednich odsłon serii, znalazło się parę oryginalnych i wręcz innowacyjnych. Pamiętacie przelot helikopterem bojowym AH-64 Apache w recenzowanym (LINK) niedawno Medal of Honor? Podczas obcowania z nowym Call of Duty również usiądziemy za sterami latającego czołgu, tym razem rosyjskiej produkcji. Legendarny Mi-24A (oglądali trzecią część Rambo?) pozwoli nie tylko wykorzystać dwulufowe działko GSz-23L czy zasobniki rakietowe - pokierujemy nawet tym masywnym potworem. Niestety, trasę wycieczki wyznacza koryto rzeki oraz pobliskie góry, które nie wpływają negatywnie na kondycję maszyny przy zbliżeniu (!) - konstrukcje rodem z ZSRR to najwyraźniej twarde sztuki. Mimo wszystko, epizod z Mi-24A jest zdecydowanie bardziej emocjonujący, niż wspomniany wyżej sztywniacki lot AH-64 Apache. Natomiast rejterada z więzienia na grzebiecie rozklekotanego jednośladu, to gratka dla miłośników Terminator II. Trzymając w jednej dłoni kierownicę, zaś w drugiej strzelbę (charakterystyczny sposób przeładowania) lawirujemy pomiędzy zmotoryzowanymi patrolami oraz Mi-8, wysadzając z siodła natarczywych gagatków. Porównanie przejażdżki quadami w Medal of Honor do maratonu z Black Ops jest równie trafne, co postawienie obok Ferrari Enzo starego Fiata 125. Drętwe sterowanie i nierealność przedstawionych scen w niczym nie zmniejszają frajdy z giercowania.

Fikcja jest najbardziej wiarygodna wtedy, kiedy odnajdziemy w niej ziarno prawdy, zdolne zasiać niepewność w naszych umysłach... Takie motto przyświecało chyba ekipie Treyarch, skoro w wydarzenia kampanii wpleciono ważne historyczne postaci. Pogaduszki z Johnem F. Kennedym czy polowanie na młodego jeszcze Fidela Castro, muszę uznać za świetne posunięcie, uwierzytelniające przedstawioną opowieść. W Black Ops nie mogło zabraknąć także interaktywnych cut-scenek, które dodają grze filmowego posmaku, wszak to niejako wizytówka cyklu. Szkoda, że momentami ich długość zaczyna delikatnie rzecz ujmując, irytować. Trzyminutowa przerwa w regularnym naparzaniu, potrafi wyprowadzić człowieka z równowagi. Kolejne odsłony Call of Duty będą już pewnie bardziej do oglądania, niż rozgrywania, ale kinowe akcenty podnoszą spektakularność oraz dramatyzm rozgrywki. Zobaczymy egzekucje kompanów, partyjkę rosyjskiej ruletki, zostaniemy złapani w ostatniej chwili przed upadkiem i skoczymy na spadochronie z urwiska. Wpadniemy też rozbujani na linie przez okno, rozdając ołowiane prezenty zaskoczonym oponentom w trybie Bullet Time. Black Ops zostało po brzegi wypełnione akcją w typowym dla Call of Duty stylu, jaki trzeba trawić, aby dobrze bawić się przy zaliczaniu kampanii. Oto prosty przepis na udane osiem godzin spędzone przed miniatorem. Ortodoksyjni wyznawcy koncepcji FPS rodem z S.T.A.L.K.E.R oraz Crysis nie znajdą tutaj raczej niczego dla siebie.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 5

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.