Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Bulletstorm - Polacy zrobili niezłą rozróbę

Sebastian Oktaba | 08-03-2011 15:51 |

Ostra jazda bez trzymanki

Akcja w Bulletstorm rzadko kiedy zwalnia pozwalając na chwilę odpoczynku, co związane jest nie tylko z ostrą młócką przy użyciu podręcznego arsenału i przelewaniem krwi wrogów. Twórcy nie zapomnieli, że nawet w rasowym shooterze misje powinny być po prostu ciekawe i nie ograniczać do jednostajnej eksterminacji. Dlatego wokół nas wciąż coś eksploduje, spada, przelatuje lub zawala tworząc jeszcze większe zamieszanie, podnosząc tempo oraz widowiskowość rozgrywki. Kapitalnie wypada rozdział („Ostatni pociąg z Los Rozpi*rdolos”), kiedy zwiewamy przed ogromnym wielonaczyniowym kołem koparki górniczej, które wyrwało się z blokady i niszczy wszystko na swojej drodze. Przeciwnicy w śmigłowcach oraz łazikach giną hurtowo pod naporem pocisków z miniguna, a jakby tego było mało, musimy pilnować żeby nasz skład nie został zmiażdżony. Innym razem sterujemy solidnych rozmiarów robotem-dinozaurem, pacyfikując każdego łapserdaka jaki się nawinie i dewastujemy okoliczne budynki. Zabawa rodem z The Flinstones jest naprawdę przednia. Bardziej wyreżyserowanych sytuacji, gdzie wydarzenia dzieją się samoczynnie, także nie poskąpiono jak chociażby wycieczka wagonikiem turystycznym po centrum opanowanej przez szaleńców metropolii, zakończona kraksą. Generalnie Bulletstorm nie pozwala się nudzić, stale dorzucając do pieca kolejne węgielki podgrzewające akcję.

Lokacje jakie odwiedzimy w trakcie krucjaty Graysona Hunta i jego brygady, to przeważnie zarośnięte, spustoszone i rozpadające się miasta oraz ich najbliższe otoczenie. Śmierć i zniszczenie będziemy siać w hotelach, portach, parku rozrywki, ogrodzie botanicznym, kurortach czy muzeum. Zajrzymy także do kopalni, splądrujemy fabryki chemikaliów i skaliste stepy nieprzyjaznej planety. Design poziomów jest przyzwoity, aczkolwiek razi absolutna liniowość map, która przybiera tutaj kuriozalne rozmiary. Nawet do przepaści nie mogłem wskoczyć gdyż blokowała mnie niewidzialna ściana, chociaż z drugiej strony - ciężko gdzieś dać susa, jeżeli główny bohater nie potrafi skakać (!). Każdą przeszkodę trzeba więc okrążyć albo sforsować poprzez wciśnięcie w odpowiednim miejscu przycisku, zupełnie jak w Gears of War. W ramach rekompensaty wprowadzono wślizgi, dzięki którym można błyskawicznie przemieścić cztery litery, jednocześnie strzelać do oponentów, wyważać drzwi i przemykać pod zawaliskami. Przyjemny dodatek, dobrze sprawdzający się podczas wyjątkowo intensywnych rozrób, jednak o ograniczonym zastosowaniu. Bestiariusz Bulletstorm opanowały dzikusy oraz humanoidalne mutanty, ale sporadycznie spotkamy jakiegoś solidnych rozmiarów bossa. Naliczyłem przynajmniej dwoje wielkich niczym wieżowiec, wymagających solidnego masażu ołowianymi pestkami. Wygląd małych i dużych pokrak nie wzbudza żądnych zastrzeżeń - mięso armatnie prezentuje się zacnie.

Przeważającą część rozgrywki spędzamy w towarzystwie przynajmniej jednego kompana, sterowanego przez komputer, acz zwykle śmigamy we troje. Niestety, AI miewa swoje wzloty i upadki, więc bez naszej inicjatywy wydarzenia nie posuną się zbyt daleko. Sprzymierzeńcy celnie strzelać wprawdzie potrafią, ale zdarza im się również stać jak słup soli w ogniu krzyżowym. Co gorsza, nad poczynaniami ziomków nie mamy żadnej kontroli. Z kolei miłośnicy znajdek i zaliczania achievementów będą mieli pełne ręce roboty przy odkrywaniu sekretów, wybijaniu robotów informacyjnych tudzież opróżnianiu butelek z gorzałą. Kampania dla pojedynczego gracza wystarczy na jakieś osiem godzin radosnej zabawy. Poza tym, zostają jeszcze tryby Echo i Anarchia, odrobinę przedłużające żywotność Bulletstorm. Pierwszy umożliwia przejście każdego poziomu z nastawieniem na jak najwyższy wynik punktowy, więc ponownie odwiedzimy znane lokacje w celu zdobycia dodatkowych kredytów. Natomiast Anarchia jest czteroosobowym trybem kooperacji, polegającym na walce z nacierającymi falami przeciwników oraz wykręcaniu indywidualnych i grupowych fatalitów. Na sześciu specjalnie przygotowanych planszach można się porządnie wyżyć, nabić trochę doświadczenia oraz odblokować kilka ciekawostek. Szkoda, że moduł wieloosobowy nie został bardziej rozbudowany, bo w Bulletstorm drzemie spory potencjał.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 7

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.