Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Apache Air Assault - Latający Indianin

Sebastian Oktaba | 10-01-2011 01:03 |

Ja i (Chl)Apacz

Najwyższa pora napisać kilka słów o bohaterze albo raczej bohaterach Apache Air Assault, którymi są rzecz jasna śmigłowce szturmowe wprost z Ju.Es.Ej. Tytułowy Apache występuje tutaj w trzech zasadniczych odmianach: AH-64D Longbow, AH-1 oraz AH-64X lecz poszczególne konstrukcje są bardzo do siebie podobne. Różnice w pilotowaniu i zachowaniu maszyn wynikają bardziej z wybranego poziomu trudności (szkolenie, realistyczny, weteran), gdzie ten pierwszy pozwala praktycznie na dowolne pajacowanie pod chmurami, zaś ostatni szybko zweryfikuje nasze umiejętności dotkliwe karząc za każdą pomyłkę. Żeby jednak w ogóle spróbować sił jako weteran, trzeba najpierw pomyślnie ukończyć kampanię. Generalnie, sam Apache prezentuje się jak go inżynierowie stworzyli i został wiernie odzwierciedlony w grze - jest na czym zawiesić wzork. Poza tym, występuje także trochę innego sprzętu jeżdżącego i latającego na czele z Mi-35 Hind oraz bezzałogowym MQ-8B Fire Scout. Szkoda, że zabrakło możliwości majstrowania przy wyposażeniu oraz parametrach helikoptera w stopniu wyższym, niż znikomy. Wybór malowania lub jednego dodatkowego zasobnika, to zdecydowanie zbyt mało. Twórcy mogli pokusić się również o jakieś drzewko umiejętności pilota tudzież zdobywanie doświadczenia na misjach, przekuwanego na nowe zdolności lub ulepszenia dla stalowego pupila.

Najwięcej czasu w Apache Air Assault zajmuje rozwałka, bowiem AH 64 nie powstał przecież z myślą o wycieczkach turystycznych. Eliminowanie jednostek przeciwnika, stanowi chleb powszedni oraz trzon rozgrywki w grze Gaijin Entertainment. Wbrew pozorom, szarżowanie na wroga zwykle kończy się twardym lądowaniem, więc warto wybadać teren zanim bezmyślnie wlecimy w strefę walki. Ostrzał najlepiej prowadzić z bezpiecznego dystansu w auto-zawisie, wykorzystując podczepiony arsenał. Rakiety Hellfire, pociski niekierowane, działko M230 połączone z kamerą termowizyjną czy podgląd z satelity, to repertuar potrafiący narobić niezłego zamieszania. Wróg często ukrywa się w lasach lub budynkach, zatem trzeba rozsądnie dobierać środki eksterminacji. Zależnie od wybranego poziomu trudności, amunicja uzupełnia się automatycznie albo będziemy musieli poszukać jej w okolicy lądowisk. Apache pomimo solidnego opancerzenia prędzej czy później zacznie się również dymić, jeśli oberwie wystarczającą ilość razy - flary przecież kiedyś się kończą. Możemy wtedy zobaczyć jak z silnika buchają płomienie, odpada część kadłuba lub cały śmigłowiec pęka niczym bańka mydlana. Pewne wątpliwości wzbudza celność broni, szczególnie rakiet powietrze-powietrze oraz ciężkiego karabinu maszynowego - momentami miałem nieodparte wrażenie, że albo strzelam ślepakami, albo ktoś robi ze mnie durnia. Zatem o ile pacyfikowanie wojsk lądowych jest dziecinną igraszką, tak ubicie adwersarzy w helikopterach potrafi doprowadzić do ataku apopleksji.

Jak rzecze stare oraz mądre przysłowie „lotnik lata, letnik przelatuje” - my naturalnie przynależymy do tej pierwszej grupy, wszak ktoś kompetentny za sterami siedzieć musi. I chociaż postaci pilotów oraz pozostałych członków zespołu odgrywają marginalne role, ich głosów w polskiej wersji językowej nie sposób zapomnieć. Jeżeli oglądaliście kiedyś serial telewizyjny Cobra 11 lub przynajmniej graliście w którąś z odsłon Crash Time... to możecie sobie wyobrazić jak wyglądają dialogi oraz komendy w Apache Air Assault. Bezpłciowe, pozbawione prawidłowej intonacji kwestie wzbudzają niemałą konsternację, zmuszając do postawienia pytania - czemu w ogóle miał służyć dubbing? Moim skromnym zdaniem, również oprawa muzyczna niezbyt się Gaijin Entertainment udała - utwory średnio pasują do akcji widocznej na ekranie. W tym przypadku pozostaje tylko zapuścić własną playlistę w Windowsie i problem znika. Miłą ciekawostką jest możliwość nagrywania, zapisywania oraz odtwarzania przebiegu misji z kamery filmowej, żeby na spokojnie obejrzeć własne poczynania. Pomysł jak najbardziej godny pochwały, aczkolwiek ewidentnie niedopracowany. Brakuje konsoli pozwalającej przyspieszać tempo akcji oraz swobodnego obrotu widoku, obecnego chociażby w grach wyścigowych. Obserwowanie przeszło godzinnego lotu bez wpływ na czas projekcji, nie jest wtedy już tak przyjemne, jak być powinno.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 3

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.