Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Amnesia: The Dark Descent - Strach ma wielkie oczy

Sebastian Oktaba | 17-09-2010 11:43 |

Hu Hu Ha

Przytłaczający klimat Amnesia: The Dark Descent tworzony jest przez wiele różnych czynników, które przesądzają o nietuzinkowości tego tytułu, ale zwykle bywają pomijane w typowych pseudo-horrorowych rąbankach. Trzon rozgrywki oparto na prostej lecz sprawdzonej zasadzie: najbardziej przerażające jest to czego nie widać i efekt ten ekipie Frictional Games moim skromnym zdaniem udało się perfekcyjnie podtrzymać. Oczywiście, nie oznacza to wyłącznie błądzenia po omacku w egipskich ciemnościach - wrażeń stricte wizualnych absolutnie nie zabraknie. Jednak większość czasu spędzimy w osamotnieniu, gdzie naszym największym zmartwieniem wcale nie będą kreatury z piekła rodem lecz... własna wyobraźnia. Stałe stymulowanie zmysłów poprzez konsekwentne dolewanie oliwy do ognia i umiejętne dawkowanie momentów grozy, czyni przygodę z Amnesia wysoce emocjonującą. Okazjonalnie doświadczać będziemy retrospekcji, omdleń oraz omamów słuchowych popychających historię Daniela do przodu - trochę reżyserki przecież nie zaszkodzi. Chociaż twórcy postanowili maksymalnie wykorzystać siłę sugestii, próbując spotęgować u grającego uczucie wszechogarniającego lęku, nie zapomnieli również o pospolitych metodach straszenia. Samoistnie otwierające się drzwi, zawodzący smutną pieśń wicher, skrzypiące podłogi oraz dziwne odgłosy w odpowiednich warunkach potrafią zjeżyć włos na głowie. I to bardzo skutecznie. Wiele zależy od nastroju odbiorcy, najlepiej więc do Amnesia zasiadać po zmroku i wygnać wszystkich z mieszkania, żeby niepotrzebnie się nie dekoncentrować. Koniecznie trzeba też założyć słuchawki lub podkręcić głośniki, gdyż dźwięk w całym przedstawieniu pełni szalenie ważną funkcję.

Szybko okazuje się, że strach w Amnesia: The Dark Descent jest czymś więcej, niżeli wyłącznie subiektywnym odczuciem grającego. Gdy tylko zgasną światła również wirtualny bohater zaczyna popadać w paranoję. Obraz zachodzi szronem, kamera traci stabilność i czujemy, jakbyśmy płynęli na starej łajbie przez wzburzone morze. W skrajnych przypadkach na ekranie pojawiają się sylwetki robali, które przy pierwszym „wysypie” miałem ochotę potraktować gazetą (!). Poza tym, postać w stresowych sytuacjach ciężko oddycha, miewa majaki, słychać bicie jej serca - słowem - zaczyna świrować tracąc kontakt z rzeczywistością. Dojście do siebie wymaga natomiast krótkiej chwili przebywania przy świetle, którego źródła możemy, a wręcz powinniśmy sami zapalać znajdowanym tu i ówdzie krzesiwem. Wtedy wszystkie wymienione wyżej negatywne skutki powoli ustępują. Protegowanego określają dwa współczynniki - życia oraz stanu psychicznego z czego ten drugi zależy właśnie od intensywności doznań. Poruszanie się w stanie rozchybotania jest wykonalne, ale bywa trochę kłopotliwe. Z kolei podczas dłuższych wojaży warto korzystać z lampy naftowej lecz trzeba przy tym pamiętać, aby regularnie napełniać jej zbiornik. Część podobnych rozwiązań zastosowano w inspirowanym prozą Lovecrafta Call of Cthulhu: Dark Corners of The Earth, gdzie istniało nawet zagrożenie zawału serca jeśli doświadczymy solidnej dawki stresu. Niestety w opisywanym tytule takiej ewentualności nie zauważyłem. Szkoda, bowiem mogłoby to znacznie podnieść dramatyzm akcji. Wprawdzie odchodzenie od zmysłów przedstawiono przekonywająco, to brak tragicznych konsekwencji automatycznie zmniejsza napięcie. Tak czy owak, klimat Amnesia: The Dark Descent potrafi wgnieść w fotel, zaś samej grze bliżej chyba do ambitnej przygodówki niż tego, co obecnie utożsamiane jest z survival-horrorem.

Z satysfakcją odstrzeliwałeś głowy zombie w Resident Evil i siekałeś demoniczne paskudy na ulicach Silent Hill: Homecoming? Skąpany w krwi oraz bladej poświacie księżyca czekałeś poranka, przeliczając każdy nabój na szanse przetrwania w Left 4 Dead? Skrupulatnie korzystałeś z nadprzyrodzonym mocy w Clive Barker's Undying? Czy może wybitnie spodobało Ci się pacyfikowanie zmutowanych członków załogi w Dead Space? Teraz więc odpokutujesz za wszystkie powyższe luksusy, cierpiąc z powodu własnej bezradności. Kwestia potyczek w Amnesia: The Dark Descent została pomyślana bardzo oryginalnie, mianowicie nie ma ich wcale, podobnie jak broni. Ot tak, po prostu - żadnego ganiania z giwerami, gdzie zwierzyna w rzeczywistości jest doskonale wyszkolonym łowcą. W recenzowanym tytule niczym ognia trzeba zatem unikać kontaktu z mieszkańcami upiornego zamku, którzy początkowo wydają się jedynie sennymi koszmarami, ale z czasem przybierają fizyczną postać. Co ciekawe, nawet samo patrzenie na potwory owocuje zawrotami głowy ograniczającymi naszą percepcję. Toteż przed niemiluchami, występującymi zresztą dość sporadycznie, musimy kryć się gdzie popadnie... jednocześnie walcząc z efektami przebywania w mroku. Lepiej też nie narobić hałasu, gdyż bestie choć zwykle ślepe słyszą doskonale i wyczuwają obecność bohatera, a wtedy pozostaje jeno krótka modlitwa. Pomimo braku kanonad, rozczłonkowywania ciał oraz innych tego typu atrakcji, konfrontacje w Amnesia są stosunkowo poruszające i dopełniają klimatu. Przyznam jednak, że Call of Cthulhu: Dark Corners of The Earth wciąż na tym polu pozostaje moim faworytem.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 2

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.