Obcy: Izolacja to horror na miarę filmowego oryginału. Recenzja
- SPIS TREŚCI -
Alien w reżyserii Ridleya Scotta to bezapelacyjnie jeden z najlepszych horrorów wszech czasów, genialne oddający uczucie autentycznego przerażenia i bezradności, jakiego musieli doświadczyć członkowie felernej ekspedycji na pokładzie kosmicznego holownika Nostromo. Obrazowi zawdzięczamy również wprowadzenie do popkultury nietuzinkowej ikony - ociekającego śluzem bezlitosnego potwora, który na zawsze zmienił definicję istoty pozaziemskiej. Drapieżnik doskonały wielokrotnie atakował ekrany monitorów, jednak nie doczekał się rasowego survival horroru na miarę filmowego oryginału. Alien: Isolation będzie próbowało nadrobić haniebne zaległości. Cóż... Suchym deklaracjom koncernów wydawniczych wierzą tylko naiwniacy, a ponieważ od przeszło dekady nie widziałem nawet solidnej strzelaniny z Obcymi, miałem prawo obawiać się najgorszego.
Autor: Sebastian Oktaba
Jestem zadeklarowanym fanem dwóch pierwszych filmów z xenomorphami, które oglądałem wielokrotnie zawsze będąc pod ogromnym wrażeniem reżyserii, scenografii oraz efektów specjalnych wyprzedzających epokę. Pomimo wspólnych mianowników obydwie produkcje inaczej podchodzą do tematu, kładąc nacisk na zupełnie różne aspekty budowania atmosfery. Pierwsza część tetralogii nakręcona przez Ridleya Scotta była klasycznym dreszczowcem science fiction, gdzie tytułowa poczwara pojawiała się nieczęsto lecz stanowiła śmiertelne zagrożenie, jakiego główna bohaterka musiała za wszelką cenę unikać. Sequel w wykonaniu Jamesa Camerona to pełnokrwiste hollywoodzkie kino akcji - xenomorphów pojawiają się dziesiątki, ale reprezentacja homo sapiens tym razem przybywa w bardziej kompetentnym składzie. Korpus kolonialnych Marines dysponuje ciężkim sprzętem do rozwiązywania trudnych problemów tzn.: miotaczami ognia, smart-gunami oraz transporterem opancerzonym. Dotychczas developerzy najczęściej wybierali ścieżkę Camerona, jako łatwiejszą i zdecydowanie bardziej efektowną, konsekwentnie omijając wizję Scotta.
Niestety reputacja xenomorpha od momentu premiery genialnego Aliens vs Predator (1999) systematycznie słabła, bowiem kolejne cyfrowe produkcje z udziałem kreatury prezentowały coraz gorszy poziom, utwierdzając fanów filmowego pierwowzoru w przekonaniu, że zrobienie porządnego horroru wykracza poza kompetencje programistów. Oczywiście, pierwszoosobowe strzelaniny potrafiły napędzić stracha, ale koneserom brakowało czegoś bardziej wyrafinowanego. Sequel i remake Alien vs Predator niczym ciekawym nie zaskoczyły, powielając z lepszym lub gorszym skutkiem dobrze znane schematy. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Fatalną kondycję Obcego potwierdził Aliens: Colonial Marines, bezlitośnie zmiażdżony w naszej recenzji, którego pogrążyły też liczne procesy sądowe między graczami, wydawcą i twórcami tej odrzucającej kaszanki. Wówczas losy kosmicznego drapieżnika wydawały się przesądzone - marka mocno podupadła wizerunkowo, dlatego nie oczekiwałem szybkiego powrotu xenomorpha. Kiedy zapowiedziano Alien: Isolation pokręciłem tylko głową przeczuwając zbliżającą się katastrofę. Kwas w żyłach zabulgotał.
Zespół odpowiedzialny za recenzowany tytuł zasłynął przede wszystkim licznymi odmianami serii Total War, czyli widowiskowymi strategiami o zabarwieniu historycznym. Szczerze? Creative Assembly wydawało się najgorszym możliwym wyborem, ale ponieważ Rebellion odpowiedzialne za Aliens vs Predator (wersje z 1999 i 2010 roku) nie podźwignęło ciężaru własnej legendy, zaś renomowane Gearbox Software wydało badziewne Aliens: Colonial Marines, naprawdę było mi wszystko jedno kto ostatecznie dobije xenomorphy. Podziwiałem tylko determinację SEGI, że lekkomyślnie postanowiła wyrzucić kolejne miliony dolarów na potencjalnego gniota. Byłem zdruzgotany... Płomyczek nadziei rozgorzał dopiero po obejrzeniu trailera, który prezentował iście rewolucyjne podejście do uniwersum Obcego. Zamiast następnego banalnego shootera ogłoszono klimatyczny survival horror, inspirowany głównie filmem Ridleya Scotta, zarówno pod względem oprawy wizualnej, scenariusza, jak również konwencji. Jasna cholera - czegoś takiego wypatrywałem od niepamiętnych czasów...
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- następna ›
- ostatnia »
- SPIS TREŚCI -
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150