Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Lords of the Fallen to polski Dark Souls, tylko lepszy! Recenzja

Sebastian Oktaba | 29-10-2014 13:55 |

Walka równie wymagająca jak w Dark Souls

Gustujecie w wymagających rąbankach? Mam nadzieję, bo Lords of the Fallen zapewni Wam mnóstwo powodów do frustracji, zgrzytania zębami i głośnego przeklinania. Mechanika walki przypomina sławetne Dark Souls w nieco łagodniejszym wydaniu. Niezależnie od wybranej profesji, umiejętności czy determinacji będziecie umierać wielokrotnie, zanim znajdziecie sposób na konkretnych przeciwników. Nawet szeregowe łapserdaki w ilości dwóch osobników potrafią solidnie wymęczyć Harkyna, zaś bliskie spotkania z bossami okupicie uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym. Pierwsza poważniejsza przeszkoda w postaci zakutego w zbroję strażnika mierzącego sześć metrów, wymachującego gigantycznym mieczem i schowanego za monstrualnych rozmiarów tarczą, poważnie zachwiała moją pewnością siebie uświadamiając zarazem, że poziom trudności jest (delikatnie rzecz ujmując) trochę wyśrubowany. W zasadzie każda potyczka okazuje się śmiertelnie niebezpieczna, więc graczy liczących na bezstresową zabawę w stylu Darksiders albo Devil May Cry lojalnie ostrzegam - przeżyjecie gorzkie rozczarowanie, połamiecie klawiaturę i nabawicie się nerwicy.

Podstawą w konfrontacjach jest sztywne namierzenie oponenta, inaczej celność naszych ciosów będzie żałośnie nieskuteczna, zwłaszcza jeśli kamera odpłynie w przeciwnym kierunku i stracimy kontakt wzrokowy z celem. Jednak niektórych pozawymiarowych bytów nie uchwycimy, zatem prędzej czy później doświadczymy tego przykrego widoku, kiedy bohater zaczyna działać chaotycznie. Kwestia przeżycia zależy natomiast od blokowania, znajomości zwyczajów wroga i opanowania uników, bowiem podczas turlania się jesteśmy praktycznie nietykalni. Protegowany może wyprowadzać kilka rodzajów ataków, strzelać z magicznej rękawicy, grzmotnąć przeciwnika tarczą, uderzyć z doskoku lub tworzyć proste kombosy. Zestaw ruchów zależy od określonej postawy zmienianej przyciskiem w dowolnej chwili - broni możemy używać jako dwuręcznych, jednoręcznych tudzież w połączeniu z puklerzem, co oczywiście znajduje odzwierciedlenie w efektywności oraz defensywie. Lords of the Fallen naprawdę uczy pokory - trzeba wyczuć odpowiedni moment kontrataku, rozsądnie dobierać ekwipunek i korzystać z magicznych zdolności we właściwym momencie.

Czegokolwiek fizycznie byśmy nie robili potrzebujemy energii - jeśli zużyjemy zapasy tego samoregenerującego się zasobu, chwilowo będziemy bezbronni niczym dziecko, pozbawieni możliwości zadawania ciosów, wykonywania zwodów i blokowania. Samo rozwiązanie jest dyskusyjne, najczęściej prowadząc do biernego patrzenia na śmierć podopiecznego, dlatego mnie zupełnie nie przypadło do gustu, aczkolwiek wypadałoby przy okazji wspomnieć o pewnej bardzo ciekawej zależności. Pomimo nielimitowego plecaka, naszego farysa łatwo przeciążyć tzn.: zakładając masywne uzbrojenie zmniejszamy jego prędkość poruszania oraz zwiększamy koszt energii dla ataków. Dobrym przykładem do zobrazowania tego zjawiska niech będzie pojedynek z drugim konkretniejszym bossem, którego za cholerę nie mogłem załatwić, biegając w ciężkiej zbroi i wymachując dwuręcznym toporem. Dopiero założenie słabszego pancerza oraz zwykłego miecza sprawiło, że zyskałem na zręczności będącej kluczem do pokonania tego gagatka. Czułem, że kieruję zupełnie inną postacią, więc balans rozgrywki jest bardzo zróżnicowany, a desperackie trzymanie się jednego zestawu przedmiotów czy strategii to najprostsza droga do wylądowania w trumnie.

Potyczki wymagają skonsolidowania wszystkich zdolności, znalezienia sposobu na zwykle niesamowicie wytrzymałych przeciwników, jak również ogromnych pokładów samozaparcia. W praktyce wygląda to następująco - biegamy dookoła, omijamy ataki specjale zabierające mnóstwo wytrzymałości, czekamy aż napastnik przestanie wymachiwać żelastwem lub odsłoni trochę ciała i wyprowadzamy serię ciosów. Czynność powtarzamy do skutku... czyli kilka-kilkanaście razy. Zamiast widowiskowej lub przynajmniej dynamicznej naparzanki, otrzymujemy festiwal schematyczności namaszczony licznymi restrykcjami, wymagającymi nauczenia się pewnych zachowań na pamięć. Jeżeli skusimy podczas walki z bossem wszystko musimy zaczynać od początku. Chociaż byłem zupełnie świadomy, że umieranie jest wpisane w filozofię zabawy, przyznam zupełnie szczerze, że szybko poczułem zmęczenie Lords of the Fallen. Satysfakcja wypływająca razem z posoką zabitych niewiele tutaj zmieniała. Oczywiście nie potępiam takiego podejścia, wszak produkcja adresowana jest do hardcorowców, niemniej moje pojęcie grywalności najwyraźniej wygląda inaczej niż ekipy CI Games.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 30

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.