Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Aliens vs Predator PC - Ich troje i maszyna, która robi „Ping!”

Sebastian Oktaba | 22-02-2010 01:03 |

Marines kończą marnie?

Wstąp do Marines mówili, poznasz wielu ciekawych ludzi, zwiedzisz kawałek wszechświata i przeżyjesz fantastyczną przygodę... Wojskowa propaganda kłamała, bowiem przebieg zdarzeń na BG-386 szybko zburzył wyobrażenia pracy idealniej, która przerodziła się w desperacką walkę o przetrwanie. Osamotnieni przemierzamy ciemne korytarze opustoszałej bazy, ściskając w rękach latarkę, flary i wysłużoną giwerę (bez zielonego kamyka!). Od czasu poprzednich dwóch odsłon Aliens vs Predator niewiele się więc zmieniło dzięki czemu zachowano część dawnej, mrożącej krew w żyłach atmosfery. Zazwyczaj skąpane w morkach otoczenie wydaje się działać przeciwko nam, stale dostarczając stymulujących bodźców. Sycząca złowieszczo para, przepięcia w porozrywanych przewodach, skrzeczący komputer czy podejrzane cienie sprawiają, że pewność siebie charakteryzująca każdego dumnego Marines błyskawicznie przemija. Amunicji brakuje, taszczyć można zaledwie trzy rodzaje broni, latarka i flary świecą mizernie, zaś pomocy od kompanów próżno oczekiwać. Niezbyt „lajtowo”, wszak piechota kolonialna tradycyjnie zawsze miała przerąbane... Dodatkowego stracha napędza kultowa maszyna „która robi ping!” zwana też detektorem ruchu, będąca podstawowym wyposażeniem kosmicznych chojraków. Słuchanie, jak głuche uderzenia zmieniają się w coraz intensywniejszy sygnał zwiastujący nieuchronne spotkanie z obcymi, potrafi przyprawić o palpitację serca. Niejednemu mogą puścić nie tylko nerwy - zapewniam. Grając człowiekiem łatwo wczuć się w rolę ofiary, chwała opatrzności iż nie całkowicie bezbronnej. I nawet wydostając się poza zatęchłe korytarze na powierzchnię trzeba ciągle uważać, gdyż „terkotanie” Predatora nie wróży niczego dobrego. Boże, błogosław piechotę!

Początkowe rozdziały kampanii Marines zdecydowanie najbardziej przypominają pierwowzór za sprawą sugestywnego klimatu. Później gra coraz bardziej zbliża się do sequela, wzbogaconego o zgodne z obowiązującymi trendami pomysły. Niekwestionowaną zaletą tytułu są sceny inspirowane dokonaniami hollywoodzkich filmowców, jednak Aliens vs Predator nie jest wyreżyserowane (raczej oskryptowane) tak skrupulatnie jak Call of Duty IV. Dzieło ekipy Rebellion kładzie nacisk na aranżacje mające sprawdzić, czy nasze drogi moczowe wytrzymają napięcie. Już jedna z początkowych akcji daje jasno do zrozumienia, że zabawa w towarzystwie xenomorphów będzie przednia. Przykładowo, aktywując zasilanie zostajemy porażeni impulsem elektrycznym tracąc na krótką chwilę przytomność. Ledwo pozbierawszy się do kupy odnotowujemy, iż czujnik ruchu pokazuje wzmożoną aktywność - zepsuł się czy pora zmówić paciorek? Czas na zastanawianie mija, gdy „robale” zaczynają wyłamywać włazy w podłodze i dobijać do drzwi, zaś jednemu niemal wpadamy w oślizgłe ramiona. Solidna rozpierducha czeka również w klubie osadników, podczas obrony barykady, leżu królowej oraz pojedynku z Predatorem. Podobne sytuacje mnożą się na potęgę wraz z postępami w grze, która systematycznie przyspiesza dokładając do pieca. Eliminacja zagrożenia nie zawsze będzie wykonalna, toteż w krytycznych przypadkach zamiast zgrywać bohatera lepiej brać nogi za pas. Misje Marines nie porażają oryginalnością powielając znane schematy lecz w zaistniałych okolicznościach jestem skłonny to Aliens vs Predator wybaczyć. Odwieczna potrzeba przełączania wajch, aktywowania mechanizmów oraz docierania do punków ewakuacyjnych występuje tutaj pospolicie. Co warto podkreślić, akcja toczy się wartko pozwalając tylko na sporadyczne przerwy. Twórcy przygotowali również kilka zaskakujących niespodzianek i smaczków (reinkarnacja Vasquez, porwanie przez Obcych), co znacznie uatrakcyjnia zabawę, pomimo iż nowej jakości wśród shooterów nie wprowadza.

Wszystko zgrywałoby się w piękną całość, gdyby obcych charakteryzowała większą wolą przetrwania. Niestety, zbiorowa świadomość roju przez okres długiego letargu najwyraźniej osłabła. O ile w klaustrofobicznych pomieszczeniach i tunelach xenomorphy potrafią uprzykrzyć życie, podczas ostrzału z dystansu wydają się momentami nieporadne. Na szczęście, miewają przebłyski drapieżnego geniuszu, potrafią zręcznie manewrować, wykorzystywać uwarunkowania terenu i zajadle walczyć. Nawet mocno podziurawiony „obcas” będzie pełzł, aby ostrymi szponami jeszcze trochę nas poharatać. Zapalczywość skurczybyków nie zna granic przyzwoitości, ujawniając ich zwierzęcą naturę zgodną z wyobrażeniami widza. Gros misji toczy się w zamkniętych obszarach, gdzie naprawdę czujemy oddech śmierci na plechach. Warto ubezpieczać tyły, monitorować sufity, pamiętać iż obcy broczą kwasem oraz uważać na Facehuggera, zdolnego przyssać się do naszej twarzy. Praca w korpusie Marines to nie przelewki... O dziwo Alieny zostały spowolnione w stosunku do swoich poprzedników sprzed dekady. Więcej czasu na reakcję oczywiście niekorzystnie odbija się na uczuciu przytłaczającej bezradności oraz paniki, niwelując tym samym niepożądaną frustrację spowodowaną nieustannymi zgonami. Pomimo takiego ułatwienia, wykoszenie pięciu „mróweczek” nadal stanowi poważne wyzwanie na normalnym poziomie trudności. Niezwykle przekonywająco wyglądają spotkania tête-à-tête z usiłującymi skonsumować zawartość naszej czaszki przeciwnikami. Szczery uśmiech jakim potrafią obdarzyć swoją przyszłą zdobycz, to widok zaiste przerażający. Repertuar uzbrojenia obejmuje klasyczne zabawki na czele z shotgunem, karabinem pulsacyjnym M41A, M59B smartgunem (uniemożliwia sprint!) oraz bezużytecznym miotaczem płomieni. Prowadzenie ognia jest przyjemne, niemniej przydałoby się Aliens vs Predator odrobinę więcej dynamiki znanej chociażby z F.E.A.R. lub Left 4 Dead. Wychylanie zza rogów i kucanie najwyraźniej uznano za zbędne utrudnienia... Tak czy owak, scenariusze przygotowane z myślą o kolonialnej piechocie, to miodny, niczym nie skażony FPS o zabarwieniu pseudo survivalowym (dopiero na Hard jest pysznie ;]). Jak głosi infantylne powiedzonko - marines zazwyczaj kończą marnie, zatem pozwólcie...

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.