Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Achtung! Blazkowicz! Recenzja Wolfenstein: The New Order

Sebastian Oktaba | 29-05-2014 10:07 |

Świat według Rzeszy pod patronatem Fuhrera

Lokacje jakie przyjdzie nam penetrować są liniowe lecz bardzo zróżnicowane, gdyż w przeciwieństwie do poprzednich odsłon serii będziemy podróżować po szerokim świecie. Zajrzymy także w bardziej nieziemskie miejsca... Przelecimy się bombowcem nad Morzem Bałtyckim, zwiedzimy kwatery i laboratoria III Rzeszy, średniowieczny zamek, szpital psychiatryczny, zajezdnię dla pociągów, obóz przymusowej pracy, stolicę Germanii oraz zaszalejemy na pokładzie U-Boota. Kolejne misje planujemy w tajnej podziemnej kryjówce będącej centrum dowodzenia, gdzie stacjonuje brygada tworząca ruch oporu. Poruszać będziemy się najczęściej o własnych siłach, aczkolwiek do okazjonalnej dyspozycji zostaną oddane roboty, śmigłowiec bojowy i pojazdy kołowe, którymi przerobimy Niemców na krwawą marmoladę. Co ciekawe, podczas wczesnego stadium rozgrywki musimy podjąć dramatyczną decyzję, jaka wpływa na późniejsze wydarzenia, dlatego żeby zobaczyć obydwie linie fabularne i konsekwencje podjęcia jednej z nich, koniecznie trzeba Wolfenstein: The New Order ukończyć dwukrotnie.

MachineGames udało się zbudować całkiem sugestywny klimat, chociaż nie uświadczymy tutaj czarnej magii, zombie tudzież niematerialnych istot pochodzących spoza naszego wymiaru. Drobnych motywów paranormalnych wprawdzie nie zabrakło, ale wyraźnie podkreślono iż naziści swoją potęgę zbudowali na technologii, nie okultystycznych rytuałach czy składaniu ofiar mrocznym bóstwom. W roku 1960 rządzi maszyneria, energia elektryczna i komputery lampowe. Bardzo mnie ucieszyło, że przeniesienie wydarzeń do alternatywnej rzeczywistości nie wpłynęło negatywnie na atmosferę, czego obawiałem się chyba najbardziej, stworzyło zaś zupełnie nową jakość w uniwersum Wolfenstein. Klimat buduje też zachowanie lingwistycznej wierności (szorstki niemiecki dialekt), propagandowe plakaty, strzępki artykułów z prasy, dzienniki, nagrania i skrytki zawierające cenne znajdki. Dociekliwym pozostaje zaglądać w każdy zakamarek planszy, gdzie czekają liczne smaczki nawiązujące do wcześniejszych gier o Blazkowiczu. Przydałaby się natomiast latarka rozjaśniająca zaciemnione obszary, które trzeba eksplorować dosłownie po omacku, skoro żadne przenośne źródło światła nie istnieje.

Nietuzinkowym gadżetem wyróżniającym się spośród pozostałego żelastwa, jakiemu nie miałem jeszcze czasu poświecić uwagi jest działko laserowe nazywane również spawarką, odgrywające bardzo istotną funkcję w Wolfenstein: The New Order. Jednoznaczne sklasyfikowanie tego wynalazku stwarza pewien problem, bowiem może zostać z powodzeniem wykorzystany zarówno do zabijania wrogów, tworzenia przejść, jak i otwierania skrzyń z wyposażeniem. Niektóre ściśle określone materiały są wrażliwe na przecinanie - siatka albo cienkie aluminiowe blachy - wystarczy nakreślić otwór palnikiem aby zajrzeć do środka pakunku. Analogicznie wygląda sytuacja z forsowaniem przeszkód, trzeba tylko dostosować rozmiary do postury Blazkowicza. Laserkrwatwerk jest niezbędny do rozwiązywania prostych łamigłówek, opierających na spostrzegawczości oraz analizie otoczenia, chociaż sprawdza się także w pacyfikowaniu przeciwników. Częstotliwość jego wykorzystywania w celach eksploracyjnych nie pozwala zmęczyć grającego, zatem jeśli komuś nie przypadnie do gustu, to przynajmniej może z powodzeniem robić za giwerę. Zawsze to jakaś wartość dodana.

Czego zabrakło Wolfenstein: The New Order? Przede wszystkim twórcy nie zadbali o żadną formę rozgrywki wieloosobowej, która pozwoliłaby na przedłużenie żywotności tytułu, pomimo iż materiał mieli praktycznie gotowy. Wystarczyło skopiować kilka podstawowych rozwiązań od konkurencji, jeśli faktycznie zabrakło im świeżych pomysłów, wszak poziomy z singla spisałby się znakomicie ze względu na swoją niejednorodność. Nawet nie chodziło o jakiekolwiek nawiązywanie do kultowego Enemy Territory czy majstrowanie z pojazdami - radosna sieczka na luźnych zasadach byłaby ciekawą alternatywą dla bardziej przyziemnych shooterów. Tymczasem Wolfenstein: The New Order oferuje wielkie nic. Pewną rekompensatą za nieobecność multiplayera są specjalne modyfikatory otrzymywane za znajdowanie kodów Enigmy (jedna ze znajdek), które zmieniają zasady panujące na polu walki. Czy przechodzenie kampanii bez możliwości zginięcia, pozbawieni apteczek i pancerzy lub interfejsu (?) to interesujące zajęcie, musicie ocenić samemu - mnie osobiście nie przekonało. Przygodę zakończyłem po ubiciu głównego bossa.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 12

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.