Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej

Piotr Gontarczyk | 07-12-2019 09:00 |

TOP 20: The Silence of the Lambs, Earthquake, Planet of the Apes

20. The Silence of the Lambs (1991)

"Milczenie Owiec" otwiera listę moich dwudziestu ulubionych filmów. Ten kultowy thriller został oparty na scenariuszu, którego autorem był Ted Tally. Tally przed "Milczeniem Owiec" nie miał na koncie żadnego filmu z dużym sukcesem. Reżyserem filmu był Jonathan Demme, który wcześniej z dużymi produkcjami też nie miał nic wspólnego, działając głównie przy komediach, czy romansach. Być może właśnie takie połączenie sił stworzyło film, który zaskoczył cały świat i w 1992 roku skończył z aż siedmioma nominacjami do Oskarów, z czego zgarnął nagrody w pięciu kategoriach (Najlepszy film, Najlepsza pierwszoplanowa rola męska, Najlepsza pierwszoplanowa rola żeńska, Najlepsza reżyseria, Najlepszy scenariusz oparty na innym materiale - noweli).

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [26]

Początkująca agentka FBI, Clarice Starling (Jodie Foster), przypisana zostaje do sprawy psychopaty, znanego jako Buffalo Bill, porywającego, mordującego kobiety i obdzierającego je ze skóry. Nie mogąc poradzić sobie z trudną sprawą, Clarice Starling trafia na dr Hannibala Lectera (Anthony Hopkins), osadzonego psychopaty, który swoje ofiary zjadał. W filmie obserwujemy relacje pomiędzy niedoświadczoną, ale zdeterminowaną agentką i wybitnie inteligentnym i przebiegłym psychopatą, którego wiedza i doświadczenie ma posłużyć w odnalezieniu poszukiwanego mordercy. Pomiędzy doktorem i agentką rozpoczyna się wciągająca gra. Doktor jest gotów udzielić agentce Starling porad, ale nie zamierza niczego robić za darmo, coraz śmielej poddając próbie jej integralność, ale jednocześnie podziwiając jej motywację. Tej jej nie brakuje, bo w grę wchodzi życie najnowszej ofiary Buffalo Billa, Catherine. Momentami Lecter zamienia się w psychoterapeutę agentki Starling, manipulując nią i wyciągając jej skryte tajemnice. Cały film to jedna wielka walka z czasem i przeciąganie liny na różnych płaszczyznach.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [27]

Psychologiczny neo-noir w reżyserii Jonathana Demme to film, który potrafi wbić się w pamięć ładunkiem emocji i napięcia bezustannie przeskakujących pomiędzy dwiema głównymi postaciami. W "The Silence of the Lambs" mamy pokaz psychologicznego starcia na najwyższym poziomie, w dodatku pomiędzy dwiema świetnie zagranymi postaciami. Clarice Starling tak naprawdę nie dokonuje zbyt wielu wyborów, ale też nie daje się całkowicie bezwolnie zwodzić swojemu nieoczekiwanemu wspólnikowi. To właśnie to bezpośrednie, pozbawione zahamowań ścieranie się dwóch światów uderza w filmie najbardziej.

19. Earthquake (1974)

"Trzęsienie ziemi" to film, który pojawił się na fali filmów katastroficznych, których w latach 70-tych ubiegłego wieku było naprawdę sporo. Można by wymienić serię "Airport", "Meteor", "The Towering Inferno", "S.O.S. Titanic", "The Swarm", "The Poseidon Adventure", "The Hindenburg", czy chociażby "Flood!". "Trzęsienie ziemi" to zdecydowanie najlepszy film o tej tematyce. Opowiada historię kilku niezwiązanych ze sobą postaci, które muszą zmierzyć się ze skutkami fatalnego w skutkach trzęsienia ziemi, które nawiedziło Los Angeles. Główną postacią jest inżynier budowlany Stuart Graff (Charlton Heston), romansujący z młodą, samotną matką Denise (Geneviève Bujold). Stuart jest jednak żonaty, a jego żona Remy (Ava Gardner) właśnie o romans go podejrzewa. W filmie poznajemy też zawieszonego policjanta Slade'a (George Kennedy) oraz akrobatę motocyklowego Milesa Quade'a. Losy tych, a także paru innych postaci w wyniku katastrofy zaczynają przecinać się. Wszyscy mają jeden wspólny cel - przeżyć serię wstrząsów, które pustoszą miasto.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [34]

"Trzęsienie ziemi" w reżyserii Marka Robsona to historia bez nadmiaru wzruszeń, czy wyciskaczy łez. Ekspozycja postaci jest dość ograniczona, ale wystarczająca. Film katastroficzny to nie filozofia, czy odkrywanie sensu życia, a gatunek, który wymaga skupienia przede wszystkim na temacie. To właśnie robi "Trzęsienie ziemi". Każdą z postaci poznajemy dość powierzchownie, a film skupia się raczej na tym aby pokazać nam ich plany na przyszłość. Plany, które jak domek z kart już niebawem mają lec w gruzach. Mamy tu co prawda, jak to w takich filmach bywa jakąś kłótnię. Spięcia są jednak między małżeństwem, a nie, jak to bywa od dawna, pomiędzy rodzicem a dzieckiem. Wiadomo. Najpierw się pokłócą, ktoś powie o jedno słowo za dużo, jest foch, rozstanie, następuje jakiś kataklizm, a potem rodzic musi ratować dziecko. Zwaśnieni odnajdują się, godzą i przepraszają za całe zło. Koniec filmu. Od lat od tego typu wątków można dostać białej gorączki. W "Earthquake" konflikt małżeński ma konkretne podstawy i nie wybucha "za pięć dwunasta". Losy zwaśnionej pary są w obliczu tragedii ciekawie poprowadzone i dziś takich zwrotów akcji na próżno szukać w nowych filmach katastroficznych.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [35]

Film ten rozkręca się dość powoli, a stan zagrożenia wyłania się stopniowo, narastając aż do "ostatecznego rozwiązania". Sceny wstrząsów sejsmicznych są zrobione naprawdę z rozmachem i z wykorzystaniem wtedy nowatorskiej techniki filmowania imitującego właśnie owe wstrząsy. Odpowiednie ruchy kamery sprawiły, że wstrząsy sejsmiczne nie muszą być już pokazywane tylko na makietach, czy z ludźmi ale w zamkniętych (trzęsących się) pomieszczeniach. Oczywiście bez dostępności CGI, "Earthquake" w niektórych ujęciach korzysta z makiet, ale przez większość czasu jesteśmy wśród ludzi, na których lecą betonowe bloki, rury, zapadają się ściany, spadają odłamki szkła. Być może właśnie to brak dostępności CGI zagwarantował, że nikomu nie przyszło do głowy przesadzać, czy z sił natury robić inteligentnej formy życia, która z niewiadomych przyczyn goni, pod postacią rozstępujących się ulic, jeden konkretny samochód, torując mu przy okazji z przodu przejażdżkę slalomem. Tak, odnoszę się tu do moim zdaniem najbardziej absurdalnego filmu "katastroficznego", czyli 2012. "Earthquake" to moim zdaniem najlepszy film przedstawiający losy ludzi w obliczu naturalnej katastrofy. Brak CGI może sprawia, że film dziś nie wygląda tak złowieszczo jak współczesne produkcje. Wygląda jednak, moim zdaniem, znacznie bardziej wiarygodnie. Bez absurdalnego przesadyzmu, który aż kipi z katastroficznych filmów w reżyserii Michaela Bay'a, czy Rolanda Emmericha. Czy historie postaci są ciekawe, a ich historie wciągające? Podpowiedzią niech będzie to, że współtwórcą scenariusza był Mario Puzo - znany jako współautor scenariusza do kultowego filmu "The Godfather" (1972). Warto wspomnieć, że na potrzeby "Earthquake" stworzono nawet specjalny, wtedy bardzo nowatorski system nagłośnienia Sensurround, który wypożyczany był odpłatnie poszczególnym kinom w USA, ale także m.in. w Niemczech, we Francji czy w Wielkiej Brytanii. System ten obejmował stosowanie specjalnych niskotonowych przetworników, które były w stanie wydusić z siebie mieszczące się poniżej granicy ludzkiego słuchu niskie częstotliwości (infra-basy) o natężeniu aż 120 dB. W trakcie filmu przetworniki te w sali kinowej wytwarzały niesłyszalne dźwięki, które wszystko wprawiały w silne wibracje, mające dopełniać wrażeń w trakcie scen ze wstrząsami sejsmicznymi. Wersje cyfrowe filmu też mają ścieżkę dźwiękową, która nawet w warunkach domowych wymaga dobrego systemu nagłośnienia.

18. Planet of the Apes (1968)

"Zabieraj ode mnie swoje śmierdzące łapy, przeklęta, brudna małpo!" to jeden z najbardziej znanych cytatów z filmu, który przeszedł do klasyki kina Sci-Fi. W rolach głównych Charlton Heston i Roddy McDowall oraz Kim Hunter, choć tej ostatniej dwójki nie widzimy na ekranie bezpośrednio. "Planet of the Apes" to interesująca i skłaniająca do przemyśleń historia astronautów, którzy w stanie hibernacji przemierzają Układ Słoneczny i w wyniku nieznanej awarii rozbijają się na nieznanej sobie planecie, gdy na Ziemi jest rok 3978. Początkowo planetę uznają za wolną od flory i fauny, ale przemierzając jej pustkowia z czasem orientują się, że rośliny są na niej całkiem dobrze rozprzestrzenione. Natrafiają nawet na prymitywne istoty mocno przypominające ludzi, choć całkowicie nieme. Kontakt z nimi wywołuje też kontakt z innym gatunkiem - tym razem małp. Astronauci orientują się, że wylądowali na jakimś dystopicznym świecie, gdzie ewolucja przebiegła inaczej i to małpy są inteligentne, a ludzie prymitywni. Jednym z astronautów jest Taylor i od momentu spotkania z małpami jako widzowie zaczynamy śledzić losy tylko jego.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [32]

Postrzelony w trakcie polowania Taylor traci głos, wpadając w małpią niewolę. Dla oprawców nie różni się więc niczym od niemych tubylców. Skupia na sobie jednak uwagę pary naukowców, Corneliusa i Ziry (Roddy McDowall i Kim Hunter), próbując przekonać ich do tego, że jest inny i nie pochodzi z ich planety. Dowiaduje się przy tym, że społeczność małp jest bardzo zamknięta i konserwatywna, nie przyjmująca w ogóle do wiadomości, że ludzie mogą być inteligentni. Wszystko to reguluje nie tylko prawo, ale przede wszystkim religia. Taylor za wszelką cenę próbuje uciec wraz kobietą, którą przetransportowano do ośrodka badawczego razem z nim. Zwraca po drodze na siebie uwagę najwyższych urzędników społeczności małp, przede wszystkim dr Zaiusa, który nie cofnie się przed niczym aby tylko Taylor nie udowodnił, że cała ideologia, którą karmione są małpy, to fałsz. Zaius organizuje nawet pokazowy proces, w którym wszystkie racjonalne argumenty Taylora odrzuca dogmatami wiary, za każdym razem naginając wszelkie zasady logiki, zawsze "coś" wynajdując. Wspierany przez parę naukowców, uznawanych za heretyków, Taylor poznaje pewne dziwne reguły obowiązujące na planecie. To skłania go do ucieczki i samodzielnego poznania prawdy. Prawdę, o którą będzie musiał walczyć. Prawdę, którą razem z nim zobaczymy w ostatniej scenie filmu.

Najlepsze filmy w historii kina. Do tych warto wracać najczęściej [33]

"Planeta małp" to może nie jest film wybitny pod wszystkimi względami. Na pewno był to swego rodzaju szok dla widzów, w czasach gdy wchodził do kin. Poruszył niewygodny temat dywagacji o tym, jak my, ludzie, zareagowalibyśmy na wieść o świecie, w którym inni ludzie nie są na szczycie łańcucha pokarmowego i nie tworzą cywilizacji, a są traktowani jak zwierzęta, czy to domowe, czy to do badań, czy wręcz jak szkodniki wyżerające plony rolne? "Planeta małp" na różnych poziomach pokazuje nam nas samych z innej perspektywy. W "Planecie małp" ludzie są niemi i trudno tu o przypadek. Mimo że nigdy tak naprawdę nie wyjaśniono, dlaczego ludzie w filmie nie mówią, to jednak wydaje mi się, że nie to jest najistotniejsze. Niemi ludzie lepiej reprezentują zwierzęta w naszym świecie. Zwierzęta nie mające głosu w żadnej sprawie. Zwierzęta które czują ból, różnego rodzaju emocje, ale oprócz prostych gestów czy dźwięków nie są w stanie z nami nawiązać konwersacji. W filmie ludzie nie powiedzą, że cierpią, że są głodni, że nie chcą siedzieć danym miejscu. Oprócz ignorowanych przez małpy grymasów twarzy, ludzie nie mają możliwości zakomunikowania czegokolwiek, w tym oczywiście sprzeciwu, przede wszystkim wobec oczywistych kłamstw i manipulacji na ich temat. Już samo to sprawia, że "Planetę małp" w wersji z 1968 roku warto zobaczyć. Produkcja ta doczekała się czterech kontynuacji, w których możemy dowiedzieć się kolejno więcej o historii planety, na której cywilizację tworzą małpy. Nie są one może już specjalnie wybitne, ale z pewnością nie są złe. Film doczekał się też remake'u i to w reżyserii samego Tima Burtona. Trzeba mu przyznać, że odważnie inaczej historię Taylora zinterpretował, ale efekt końcowy wyszedł co najwyżej średni. Powstał też reboot serii i choć, moim zdaniem, jest całkiem niezły, to jednak rozmywa pierwotny przekaz, odchodząc od rozważań intelektualnych, idąc w stronę zwykłych emocji, które w mainstreamie mają się tylko sprzedać. Oceny nowej serii wskazują, że nowa narracja została dobrze sprzedana.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 64

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.