Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać

Piotr Gontarczyk | 19-01-2020 09:00 |

10. The Abyss (1989)

Najpierw był "The Terminator" (1984), potem "Aliens" (1986). Po dwóch tak dużych hitach Jamesa Camerona, scenarzysta i reżyser stał przed kolejnym dużym wyzwaniem i ogromnymi oczekiwaniami ze strony widzów, ale też filmowych krytyków. "The Abyss" był filmem, który w czasie premiery spotkał się z szeroką krytyką i wynikami sprzedaży biletów poniżej oczekiwań. Z nielicznymi wyjątkami, krytycy kamieniami rzucali w różne aspekty filmu. Wytwórnia 20th Century Fox opóźniała zakończenie kręcenia ze względu na bardzo niezadowalające reakcje widowni której pokazywano wstępne wersje, już na etapie montażu. W obawie przed kompletną porażką finansową, zadecydowano o nakręceniu całego zakończenia od nowa, a także o wycięciu niektórych scen. Nie do końca pomogło, bo choć film całkiem nieźle radził sobie w kinach, dostał jednego Oskara,to jednak budził mieszane odczucia. Dopiero wydana w 1993 Edycja Specjalna, w której sam Cameron miał znacznie więcej do powiedzenia w kwestii doboru scen i ich montażu, uzyskała szeroki aplauz. "The Abyss" dopiero wtedy właśnie zyskał pewne miano czwartego hitu Camerona. Czwartego, bo przed Edycją Specjalną do kin wszedł "Terminator 2: Judgement Day" (1991).

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [14]

Historia zaczyna się od niewyjaśnionego zatonięcia amerykańskiej łodzi podwodnej z napędem jądrowym. Amerykańskie władze przekonane są, że stoją za tym Rosjanie. Odnalezienie i zbadanie łodzi zlecone zostaje doświadczonej ekipie podwodnej platformy wiertniczej, do których dołącza grupa Navy Seals. Ekipie platformy przewodzi Bud Brigman (Ed Harris), a Sealsom porucznik Coffey (Michael Biehn). Na platformie nieoczekiwanie pojawia się też żona Brigmana - dr Lindsey Brigman (Mary Elizabeth Mastrantonio). Wszyscy początkowo wspólnie próbują dostać się do łodzi podwodnej, ale odkrywają, że w głębinach nie są sami. Z coraz większą częstotliwością napotykają coraz to bardziej dziwne zjawiska. Brak zaufania pomiędzy żołnierzami i cywilami zaczyna coraz silniej narastać, a ci pierwsi, z opętanym paranoją przywódcą na czele, coraz silniej podejrzewając o wszystkie zdarzenia wokół platformy Rosjan, gotowi są doprowadzić do trzeciej wojny światowej. Bud i Lindsey Brigman najpierw chcą unieszkodliwić szaleńca, a potem dowiedzieć się, co z głębi oceanu coraz bardziej ich niepokoi.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [15]

"The Abyss" to w pierwszej kolejności fantastyczne widowisko. James Cameron właśnie mniej więcej w czasach kręcenia tego filmu umiłował sobie oceany, co zresztą później kontynuował w różnych filmach dokumentalnych. Mając przy sobie doświadczoną ekipę udało mu się stworzyć bardzo wiarygodny obraz przemęczonej, zestresowanej grupy ludzi zamkniętych w metalowej puszce, na dnie oceanu, bez drogi ucieczki. Film zasłużenie otrzymał nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej za najlepsze efekty wizualne. Był też nominowany w kategorii "Najlepsze zdjęcia", "Najlepsza scenografia i dekoracje wnętrz" oraz "Najlepsze udźwiękowienie". Dziś najbardziej znaną wersją filmu jest edycja specjalna (przede wszystkim Blu-ray, czasem na VOD), trwająca blisko dwie godziny i pięćdziesiąt minut, a także wersja kinowa w formie cyfrowej (przede wszystkim DVD), trwająca dwie godziny i dwadzieścia pięć minut.

9. Coherence (2013)

Czy mając absurdalnie mały budżet można zrobić świetny film? Wszystkie koszty filmu "Coherence" zamknęły się w kwocie zaledwie 50 tys. dolarów. James Ward Byrkit, autor scenariusza oraz reżyser, miał bardzo ambitne plany i chciał ten film zrealizować za wszelką cenę, nawet jeśli miałby zmieścić się w miniaturowym budżecie. Udało mu się to, na zaskakująco wysokim poziomie, w praktycznie każdym aspekcie. "Coherence" nie jest filmem znanym, bo nie było pieniędzy na jego promocję. Był produkcją niezależną, niskobudżetową, ale zrobioną w świetnym stylu. Mimo że nie było okazji oglądać go w wielu kinach, to jednak uwagę na nim skupiały przede wszystkim dobre lub bardzo dobre recenzje. "Coherence" spokojnie może bić się o pozycję wśród najlepszych filmów niezależnych mijającej dekady.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [18]

"Coherence" to historia ośmiorga przyjaciół, którzy spotykają się na kolacji. W trakcie spotkania, niebo przecina kometa, której przejście wywołuje bardzo dziwne i niepokojące efekty. Utrata zasilania jest tylko drobnym wstępem do wrażeń, które są przed nami. Grupa odkrywa, że w sąsiedztwie jest jeden dom, w którym najwyraźniej jest światło. Bynajmniej nie jest to dom pusty. Jego mieszkańcy początkowo są tylko zagadką, ale z biegiem czasu przyjaciele zaczynają rozumieć, że pomiędzy nimi, a mieszkańcami tajemniczego domu narasta tajemnicza rywalizacja. Kometa doprowadziła do rozerwania rzeczywistości na dwie nowe. Stan ten jednak nie może długo się utrzymać, a przetrwa tylko jedna z tych rzeczywistości. W obrębie grupy przyjaciół też nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Niektórzy z bohaterów przeskakują pomiędzy dwiema rzeczywistościami. To stwarza dodatkowy problem - kto jest przyjacielem, a kto wrogiem?

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [19]

"Coherence" to film zdecydowanie dla miłośników zagadek, bacznego przypatrywania się poszczególnym postaciom, w poszukiwaniu wskazówek. Jest to trochę dziwny, nietuzinkowy film, który praktycznie wszystkim zasłużył sobie na szerszy rozgłos, ale nigdy go nie uzyskał. Może to i lepiej, że świetnego scenariusza nie posiekała jakaś duża wytwórnia, która zrobiłaby z niego masówkę, w której na koniec okazałoby się, że druga grupa przyjaciół to wysłańcy piekieł, pragnący opanować Ziemię? James Ward Byrkit niestety do tej pory nie nakręcił żadnego następnego filmu.

8. eXistenZ (1999)

Twórca takich kultowych hitów jak np. "The Fly" (1986), "The Dead Zone" (1983), "Dead Ringers" (1988), scenarzysta i reżyser David Cronenberg lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku zakończył swoim filmem "eXistenZ", w którym wśród ról wiodących pojawiły się znane postacie kina, takie jak Jude Law, Jennifer Jason Leigh, Ian Holm, czy Willem Dafoe. Akcja filmu w pewnej, do końca nieokreślonej mierze, rozgrywa się w wirtualnej rzeczywistości, generowanej przez grę eXistenZ. Przez cały film obserwujemy losy dwóch postaci. Pierwsza to Allegra Geller (Jennifer Jason Leigh), przedstawiona jako twórczyni gier, a drugą postacią jest Ted Pikul (Jude Law), przedstawiony jako ochroniarz i publicysta.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [16]

Geller na specjalnym, zamkniętym pokazie prezentuje swoją najnowszą grę wirtualnej rzeczywistości, do której potrzebne są organiczne Game-pody. Na widowni okazuje się być zamachowiec z zamiarem zabicia jej. Zamiast Geller, zamachowiec trafia w jej Game-pod zawierający jedyną działającą kopię gry eXistenZ. Wspomniany wcześniej Pikul ukrywa ją i poddaje się jej namowom do sprawdzenia, czy jej Game-Pod jeszcze działa. Pikul zgadza się podjąć próbę wzięcia udziału w grze. Pytanie tylko, kiedy gra się zacznie, albo zaczęła, albo skończy, albo skończyła? Allegra i Pikul w sam środek jakiejś dziwnej intrygi, w której coraz trudniej jest oddzielić rzeczywistość od gry.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [17]

"eXistenZ" był filmem, wbrew pozorom, skierowanym nie tyle do graczy, co do każdego, kto obawia się tego co może w branży komputerowej przynieść przyszłość. Produkcja ta dość dobrze eksploatowała część fobii końcówki lat dziewięćdziesiątych, kiedy to szybko rozrastający się Internet wzbudzał u niektórych ludzi coraz więcej obaw. Poważną wadą tego filmu był tak naprawdę tylko termin wprowadzenia go do kin. "eXistenZ" swoją premierę miał zaledwie kilka tygodni po kasowym hicie "The Matrix", na którym skupiła się większość branży filmowej, no i oczywiście kino-maniaków. Przede wszystkim z tego powodu film był wielką finansową wtopą. Wydano na niego 15 mln dolarów, a z kin zyskano niecałe 3 mln. "The Matrix" dokonał przełomu w kinie Sci-fi i dla produkcji takiej jak "eXistenZ", który także poruszał kwestię symulacji komputerowej, w krótkim czasie po prostu nie było miejsca.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 125

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.