Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać

Piotr Gontarczyk | 19-01-2020 09:00 |

Honorowa piątka: The Fountain (2006)

"The Fountain" nie jest wprost filmem Sci-fi, a łączącym w sobie elementy tego gatunku z dramatem, czy fantasy. Darren Aronofsky jako autor scenariusza i reżyser do produkcji wciągnął dwie znane postaci aktorskie. W role głównych postaci wcielili się Rachel Weisz i Hugh Jackman. Aronofsky pierwsze podejście do tego filmu zrobił już w 2001 roku. Miał on powstać w wytwórniach Warner Bros. W rolach głównych mieli wystąpić Brad Pitt oraz Cate Blanchett. Produkcja miała ruszyć w pierwszej połowie 2001 roku, ale początkowo przełożono to na lato roku następnego. W tym czasie Aronofsky ulepszał scenariusz, ale po drodze rosły koszty.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [6]

Tuż przed uruchomieniem produkcji Warner Bros. było gotowe anulować projekt, ale ostatecznie udało się znaleźć dodatkowe źródło finansowania. Produkcja jednak została kolejny raz opóźniona - tym razem do października 2002 roku. Na niecałe dwa miesiące przed tym wypisał się z niego Brad Pitt i nie udało się na czas znaleźć zastępstwa. Ostatecznie we wrześniu tego samego roku ogłoszono skasowanie projektu. Wrócono do niego na początku 2004 roku, choć z o ponad połowę mniejszym budżetem (80 do 35 mln dolarów), to jednak na życzenie autora scenariusza, który przystosował go do realizacji mniejszym kosztem. Do ról porzuconych przez Pitta zaangażowany został Hugh Jackman. Kilka miesięcy później w miejsce Cate Blanchett pojawiła się Rachel Weisz. Produkcja ruszyła na początku 2005 roku.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [7]

"The Fountain" to film, który zdecydowanie wzbudza więcej pytań niż daje odpowiedzi. To historia trudna i raczej ciężko uznać ją za przeznaczoną dla masowego widza. Zapewne to sprawiało, że w Warner Bros. chciano go wyprodukować, ale jednocześnie zgrzytano zębami na widok rosnącego rachunku. "The Fountain" nie miał szans na to by stać się kasowym hitem. Tak naprawdę, trudno ten film umieścić sztywno w którejkolwiek kategorii gatunkowej. Najbardziej pasowałoby do niego określenie science metafiction. "The Fountain" to trzy opowieści. Akcja jednej dzieje się w XVI wieku, w czasie hiszpańskiej inkwizycji, na obszarze Nowej Hiszpanii w Ameryce Środkowej, drugiej w XXI wieku, a trzeciej w XXVI wieku. W każdej z nich Hugh Jackman wciela się w inną rolę (odpowiednio Tomás Verde, Thomas Creo i Tommy the Space Traveler).

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [8]

Rachel Weisz odgrywa dwie role - Izabela I Katolicka i Izzi Creo. Wszystkie trzy historie łączy podążanie ku wiecznej miłości. W pierwszej Tomás Verde na terytorium Majów poszukuje drzewa życia, aby uwolnić swą ukochaną królową. W drugiej Thomas Creo to naukowiec badający drzewa w poszukiwaniu lekarstwa dla swej umierającej z powodu nowotworu żony. Pewien przełom w jego pracy zmienia cel na poszukiwanie życia wiecznego. Tommy the Space Traveler natomiast na pokładzie "pojazdu kosmicznego", pod postacią szklanej kuli, mając stare drzewo życia, kieruje się w stronę mgławicy, w której skrywa się umierająca gwiazda. Celem jego podróży jest wieczna miłość.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [9]

"The Fountain" to film o poszukiwaniu sensu życia i jego kruchości. O miłości, nieuniknionej śmierci, a także jej następstwach. Wszystkie trzy pokazane w filmie historie stale się ze sobą przeplatają, przy czym która wynika z której, ciężko stwierdzić. Na tym polega magia tej pięknie pokręconej struktury. Za punkt wyjścia każdy może przyjąć dowolną z tych trzech opowieści, a i tak cała reszta będzie pasować, czy jako lustrzane odbicia, czy następstwa. Film zresztą bardzo dobrze to wyjaśnia, a więc nie chcąc psuć nikomu seansu, poprzestanę na tym bardzo powierzchownym opisie. Na co warto zwrócić uwagę to też obecność aż pięciu wiodących postaci, granych przez jedną parę aktorską. "The Fountain" to moim zdaniem najpiękniejszy film z kręgów Sci-fi XXI wieku. Także od strony wizualnej jest to uczta dla koneserów. To jest jeden z tych niezbyt licznych, ambitnych filmów, które część pokocha, a część wyłączy po kilku(nastu) minutach. Zastrzegam, że nie chcę tu nikogo dzielić na widzów lepszych i gorszych. "The Fountain" to nie jest film dla każdego.

Honorowa piątka: Forbidden Planet (1956)

Leslie Nielsen to aktor do dziś znany przede wszystkim z ról komediowych, ale z komedią zaczął wiązać się na stałe dopiero w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. W filmach grał jednak od 1956 roku, choć jego kariera zawodowa rozpoczęła się sześć lat wcześniej. W tym czasie jednak Nielsen występował wyłącznie w serialach telewizyjnych. "Forbidden Planet" był dla niego zaledwie drugą rolą na dużym ekranie. Film co prawda zarobił na siebie i w 1956 roku był popularny, ale wynikało to z mocnej kampanii reklamowej. "Forbidden Planet" pojawił się na fali filmów o eksploracji kosmosu, czy mniej lub bardziej dziwnych stworów atakujących Ziemię. Natłok tego typu produkcji sprawił, że "Forbidden Planet" zginął w ich gąszczu i dziś przeciętny internauta, który gdzieś przypadkiem natknie się na ten tytuł, widząc plakat może uznać, że cóż, stare, prostackie, no i robili tego wtedy całe mnóstwo.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [10]

No i tutaj pojawia się znak "Stop". Zarówno plakaty, jak i może nawet zwiastuny, dziś mogą wydawać się śmieszne, może głupie, takie starożytne, że nic tylko rzec "OK, boomer". Pod pewnymi względami "Forbidden Planet" był filmem dla gatunku Sci-fi przełomowy. Przede wszystkim był pierwszym, którego akcja w całości rozgrywa się poza Ziemią - najpierw w przestrzeni kosmicznej, później na obcej planecie. Film jako pierwszy przedstawił ludzką załogę podróżującą z prędkością większą od prędkości światła. Był też pierwszym filmem w historii, w którym ścieżka dźwiękowa i częściowo muzyczna była w całości elektroniczna. Trudno nie zauważyć też bardzo poważnego podejścia do kwestii robotów, które w kinie właśnie m.in. poprzez "Forbidden Planet" przestały być niemowami, błyskającymi złowieszczymi światełkami. "Robby the Robot" w filmie jest aktywnym uczestnikiem akcji.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [11]

Akcja "Forbidden Planet" rozgrywa się gdzieś w XXIII wieku, na pokładzie statku C-57D, zmierzającego w kierunku planety Altair IV, znajdującej się w odległości około siedemnastu lat świetlnych od Ziemi. Celem misji jest zbadanie losu poprzedniej ekspedycji, po której słuch zaginął dwadzieścia lat wcześniej. Okazuje się, że na Altair IV zamieszkał dr. Morbius wraz ze swoją córką. Morbius ostrzega załogę C-57D przed lądowaniem, ale komandor porucznik John J. Adams (Leslie Nielsen) ignoruje ostrzeżenie. Tu załoga C-57D poznaje robota (Robby the Robot), a także samego Morbiusa i jego córkę. Doktor dokładnie tłumaczy historię jego załogi, a także zagrożenie kryjące się na Altair IV. Sama planeta była domem dla zaawansowanej cywilizacji, która nagle znikła około 200 tys. lat wcześniej. Pozostawiła po sobie tajemnicze urządzenie, które znacząco zwiększa możliwości mózgu. C-57D i jego załodze tymczasem zagraża tajemnicze stworzenie, któremu nie straszna żadna ludzka broń. Celem Adamsa i jego załogi jest już nie tylko poznać prawdę, ale przede wszystkim uciec z Altair IV. Film w odpowiednim momencie daje odpowiedź na pytanie, gdzie znajduje się źródło wszystkich zagrożeń. "Forbidden Planet" zawiera całkiem sporo elementów, kopiowanych przez dekady. Jeśli zauważycie choćby źródła elementów ze "Star Wars", czy "Interstellar", to znaczy, że jesteście na dobrych tropach.

Honorowa piątka: Annihilation (2018)

Alex Garland i Danny Boyle w 2007 stworzyli ambitny i wtedy niezbyt docenione dzieło Sci-fi pod tytułem "Sunshine". Garland swoich sił później dwukrotnie spróbował nie tylko jako scenarzysta, ale także jako reżyser. Najpierw w "Ex Machina" (2014), a później właśnie w "Annihilation". Ten ostatni, podobnie jak dawniej "Sunshine" był odważnie poprowadzoną koncepcją, no i niestety dla filmu bardzo ryzykowną. Prognozy dotyczące zwrócenia się budżetu były kiepskie i zaledwie siedemnaście dni po kinowych premierach w USA, Kanadzie, czy w Chinach, film stał się ekskluzywnym tytułem na Netfliksie. Był to szybki unik Paramount Pictures przed kompletną klapą finansową. Czy słuszny? Pewnie tak, bo "Annihilation" dla wielu widzów był zbyt przekombinowany.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [12]

Na południowym wybrzeżu USA, gdzieś na Florydzie, znajduje się strefa wykluczenia, w której występuje nierozpoznane zjawisko określane jako migotanie "The Shimmer". W obrębie strefy zachodzą poważne zmiany, zarówno po stronie flory, jak i fauny. Ludzie organizowali wiele wypraw do strefy w celu zbadania zjawiska, ale poza jednym wyjątkiem, nikt z niej nie wracał. Wrócił natomiast Kane (Oscar Isaac). Nie pamięta gdzie był, ani jak wrócił. Jego żona, Lena, mikrobiolog, właśnie w wyniku powrotu mężą dowiaduje się o badaniach związanych z zamkniętą strefą. Bierze udział w naukowej wyprawie do strefy, wraz z czwórką innych kobiet. Szybko okazuje się, że w strefie dzieją się wybitnie dziwne rzeczy. Tylko na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być piękne. W odciętej strefie zdaje się rozpadać nie tylko środowisko, w którym rośliny i zwierzęta mutują, ale też sama grupa, coraz bardziej zdezorientowana, zamienia swoją misję z naukowej w misję przetrwania, choć cel pierwotny nie znika i tylko pozornie usuwa się w cień.

Filmy Science-fiction, które nie miały szczęścia, a warto je znać [13]

W filmie nie brakuje scen i ujęć brutalnych, odsłaniających ciemne strony człowieczeństwa. "Annihilation" to film z nierzadko pięknymi ujęciami, niezależnie od tego, czy wzbogacanymi przez CGI, czy nie. Sama historia pełna jest żalu i smutku, strachu przeplatającego się z ciekawością, stającą w opozycji do nieulotnej chęci przetrwania. Niektóre ze zmutowanych form życia tylko wydają się groteskowe. Każda z nich coś reprezentuje, choć przejawia to niezbyt nachalnie. "Annihilation" trafił do kin w USA i Kanadzie tylko po to, aby niecały miesiąc później trafić na Netfliksa. Wielu internautów z góry założyło, że film jest tak kiepski, że nie chciano go w kinach. Niesłusznie.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 125

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.