Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Wersje demo gier? Gracze ich potrzebują, ale wydawcy nie, więc...

Sebastian Oktaba | 28-07-2014 21:38 |

Kiedyś stanowiły nieodłączny element strategii marketingowej, dzisiaj są prawdziwą rzadkością zwłaszcza jeśli spojrzymy na czołowych wydawców - wersje demonstracyjne gier umarły śmiercią naturalną czy zostały celowo spacyfikowane? Temat ostatnio wrócił na wokandę, ponieważ coraz częściej jesteśmy świadkami niedbalstwa lub zwykłego cwaniactwa ze strony developerów, którzy zarabiają miliony dolarów na demagogizowaniu klientów. Cóż poradzić, skoro dzięki temu przybywa chętnych do opłacania pre-orderów? Producent dostaje worek pieniędzy praktycznie bez żadnych zobowiązań, wyczyniając na ostatniej prostej różne karkołomne akrobacje. Wystarczyłoby przytoczyć tutaj osławione Watch Dogs, Battlefield 4 albo Call of Duty: Ghosts, żeby dostrzec znamiona patologii, ale problem okazuje się znacznie głębszy...


Gdzie się podziały wersje demo gier? Oto (nie) jest pytanie...

Żyjemy w czasach powszechnego dostępu do internetu, gdzie dystrybuowanie cyfrowych treści jest łatwiejsze niż kiedykolwiek, zwłaszcza jeśli weźmiemy za przykład branżę gier komputerowych. Pomimo tak niepodważalnego faktu, wersji demonstracyjnych wychodzi zdecydowanie mniej. W zasadzie nie pojawiają się wcale jeśli spojrzymy tylko na wielkoformatowe tytuły przez pryzmat Steam, Origin lub UPlay. Przypominacie sobie jakikolwiek flagowy produkt ze stajni Ubisoft, Electronic Arts, Activision albo Bethesda, który w momencie premiery otrzymał również demko? Najlepiej działające bezterminowo i niezależnie od połączenia z siecią? Po prostu zwyczajną próbkę towaru... Kłopotliwe pytanie, nieprawdaż? Zatem co takiego się wydarzyło, iż szlachetny zwyczaj publikowania skrawka gotowego materiału został bezceremonialnie porzucony? Przecież argument o wysokim stopniu skomplikowania dzisiejszych gier to zaklinanie rzeczywistości, więc przyczyna musi tkwić gdzieś indziej. Żeby potwierdzić powyższą tezę wystarczy w zasadzie jeden konkretny przykład.

Ostatnie dema nowych gier na Steam, same wielkoformatowe hity, nieprawdaż?

Kojarzycie Baldur's Gate II: Shadows of Amn? Gigantyczne cRPG o skomplikowanej mechanice, rozbudowanym świecie i wielowątkowym scenariuszu, którego niespotykany rozmach wydawał się trudny do zaprezentowania podczas kilkunastominutowego dema? Twórcy na szczęście nie widzieli problemu, żeby przygotować prezentację zajmującą całą płytkę CD, chociaż wówczas (tj. 2000 roku) tak monumentalne materiały dołączano głównie do czasopism, obejmujących swoim zasięgiem niewielką część rynku. Dzisiaj byłoby to najpewniej niewykonalne, przynajmniej zdaniem PR-owców skoro rzekomo nie sposób wyselekcjonować jednego poziomu z banalnego Call of Duty tudzież arcyskomplikowanej trasy w Need For Speed. Wszystko w czasach szybkiego internetu... Jak widać najważniejsza jest determinacja, wszak twórcy Baldur's Gate II: Shadows of Amn po genialnej pierwszej odsłonie mieli zagwarantowaną bardzo wysoką sprzedaż, a jednak zdecydowali się wypuścić niełatwe do rozpowszechnienia demo.

Kiedyś wersje demo zachęcały do kupna. Dzisiaj developerzy często nie mają czego pokazywać, więc zamiast narażać się na krytykę przed premierą, wolą profilaktycznie nie publikować niczego.

Mnie osobiście taka namiastka finalnej przygody niejednokrotnie skłoniła do kupna oryginału, a przykłady Baldur's Gate II mógłbym mnożyć. Kolejnymi jakie przychodzą do mojej niemłodej głowy są Starcraft, G.Police, Grand Theft Auto, Commandos, Age of Empires: Rise of Rome, Carmageddon oraz Ultima VII: The Black Gate. Tytuły to powszechnie znane, bardzo lubiane i uznawane w pewnych kręgach za kultowe, które miałem okazję pierwszy raz zobaczyć właśnie dzięki wersjom próbnym. Większość z nich posiadam w wydaniu pudełkowym, ponieważ maszerując do sklepu wiedziałem z grubsza co otrzymam, a inaczej pewnie nie zaryzykowałbym wyrzucenia pieniędzy w błoto. Prosta zależność. Rzecz jasna, bywały sytuacje gdy demko skutecznie zniechęciło mnie do zakupów, jak dobrze pamiętam Test Drive V albo Need for Speed II. Wtedy nie stanowiło to reguły lecz niechlubny wyjątek, aczkolwiek w obecnych czasach te proporcje prawie na pewno uległyby odwróceniu. Kiedy chwilę się zastanowimy dojdziemy do niezbyt zaskakujących wniosków.

Graliście w demo Baldur's Gate II? Na swoje czasy to było demo gigant

Pierwszym najbardziej oczywistym powodem odejścia od wersji demonstracyjnych, wydaje się kwestia finansowa, bowiem pokazywanie niedorobionego gniota raczej nie zachęciłoby rozgarniętych klientów do kupienia czegokolwiek. Z drugiej strony - jedna misja w Battlefield 4 stanowi ponad 10% kampanii, zdradzając połowę fabuły :) Firmy wychodzą więc z założenia, że profilaktycznie lepiej niczego nie pokazywać, zamiast ryzykować niepotrzebne straty... Przynajmniej moim skromnym zdaniem, jest to ostateczne potwierdzenie degradacji branży. Produkcje wystarczają na zaledwie kilka(naście) godzin, pełne są błędów i notorycznie kopiowanych pomysłów, a jednocześnie nie mamy żadnej możliwości legalnie sprawdzić, co otrzymamy za ciężko zarobione pieniądze. Niegdyś gry gwarantowały znacznie dłuższą zabawę, zaś stopień ich dopracowania był nieporównywalnie wyższy, dlatego twórcy nie musieli niczego ukrywać. Teraz wydanie demka w przeważającej większości przypadków byłoby porównywalne ze strzałem w kolano. Koncerny wydawnicze obrały więc następującą politykę:

Właśnie tak zachowuje się część nadpobudliwych graczy...

Niech gracz kupi i dopiero wtedy zobaczy, a jak produkt okaże się niezgodny z deklaracjami, to... serdecznie dziękujemy za wpłatę, prosimy o cierpliwość w oczekiwaniu na aktualizacje lub zapraszamy ponownie, bo planujemy już kolejną lepszą część naszej kaszankowej serii. Sprzedawanie kota w worku to niestety standard w przemyśle cyfrowej rozrywki, ale największą winę za rozprzestrzenianie się patologii ponoszą sami konsumenci. Prawie co roku otrzymujemy to samo w innej oprawie - Call of Duty, Battlefield, FIFA, Assassin's Creed, Need for Speed - często gorzej wykonane, nudniejsze lub krótsze od poprzedników. Tymczasem słupki sprzedaży rosną. Oczywiście, dopóki pieniądze płyną szerokim strumieniem, dopóty ilość będzie ważniejsza od jakości. Czy gawiedź gustuje w badziewiu nie mnie oceniać... chociaż moment... chyba pokuszę się o stwierdzenie, że jednak musi lubić wybrakowane towary tudzież odgrzewane kotlety. Oto i drugi fundamentalny powód braku demek.

Instytucja pre-ordera to jeden z powodów coraz gorszej jakości gier i braku wersji demo. Skoro pieniądze same spływają developerom do kieszeni, ci niczego nie muszą udowadniać, więc kupujący stają się beta-testerami.

Dziwnym trafem jeleni zamawiających pre-ordery systematycznie przybywa. Przepraszam za wyrażenie, ale trochę tak postrzegam osoby płacące za produkt w ciemno, których wielkoduszność nakręcą ten schorowany ekosystem. Chciałbym jednocześnie sprostować, że wsparcie uznanego studia dbającego o użytkownika końcowego jak najbardziej popieram (np.: CD Projekt RED), ale kompletnie nie rozumiem pakowania pieniędzy do kieszeni developerów, którzy rokrocznie wydają tego samego gniota. Czemu to sprzyja? Ile razy takie osoby odwiedzają kino, żeby obejrzeć jeden film? Czy jeśli nie złożą zamówienia rok przed wydaniem gry, towaru zabraknie na sklepowych półkach? Nie! Tymczasem programiści musieliby się bardziej postarać, bo dopiero po premierze ruszyłaby faktyczna sprzedaż. Dobry produkt zawsze znajdzie swoich nabywców, a jeśli zostanie zmiażdżony przez uczciwych recenzentów, to przynajmniej część potencjalnych kupujących oszczędzi nieco grosza.

...będąc w istocie przyczyną patologii w branży, gdzie trwa polowanie na jelenie. 

Nieskrywana pycha przemawia przez największych wydawców, szacunek dla klienta wydaje się coraz mniejszy, jednak kasa na koncie się zgadza. Dopóki sami pozwolimy traktować siebie, klientów, jak dojne krowy, nikogo nie wzruszy cichy głos sprzeciwu wobec obecnej polityki koncernów. Dlatego pojawia się mniej wersji demo najgłośniejszych, najdroższych i często najbardziej rozczarowujących gier. Skoro pozwalamy na funkcjonowanie modelu - niczego nie musimy udowadniać - to ciężko oczekiwać od typowo komercyjnych firm altruistycznej postawy. Jedyne co pozostaje, to chłodne głosowanie portfelem, odrobina cierpliwości i szczypta wyrachowania. Jeśli zagracie w wyczekiwany tytuł tydzień po debiucie, mając absolutną pewność, iż warty jest wydanych nań pieniędzy, to chyba nikomu korona z głowy nie spadnie? Może wtedy i wersje demonstracyjne powrócą...

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 51

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.