Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Secret Service powrócił, jednak to zupełnie inne pismo niż kiedyś

Sebastian Oktaba | 03-10-2014 11:30 |

Pierwsze wydanie reaktywowanego Secret Service trafiło 30 września do kiosków i salonów prasowych, kontynuując burzliwą historię zakończoną w 2001 roku, kiedy czasopismo niespodziewanie zniknęło z rynku. Doskonale pamiętam tamten smutny moment, dezorientację oraz głębokie przekonanie, że numer 96 musi się pojawić. Cierpliwość to podobno cnota, ale trzynastu lat oczekiwania żadna miłość nie przetrwa. Legenda umarła, wcześniej pożegnaliśmy też liczną grupę branżowych periodyków m.in.: Reset, Gambler, Top Secret. Większość starych wyjadaczy już dawno postawiło krzyżyk na Secret Service. Niektórzy dorośli lecz zachowali w sercach dawne zainteresowania, inni kompletnie porzucili gry komputerowe. Sam w międzyczasie zdążyłem skończyć studia, założyć rodzinę, podjąć pracę w kilku miejscach, ale ostatecznie szczęśliwie trafiłem do PurePC, żeby na poważnie zająć się redaktorskim rzemiosłem. Zacznijmy jednak od początku...

Moja przygoda z Secret Service rozpoczęła się podczas wyjątkowo upalnych wakacji, chyba w lipcu 1993 roku, kiedy dorwałem numer 06 nieznanego wówczas magazynu. Charakterystyczna okładka, intrygująca nazwa, no i tematyka, jakże bliska młodemu człowiekowi zafascynowanemu cyfrową rozrywką sprawiły, że obiecałem kupować Secret Service do samego końca. No, przynajmniej jednego z nas. Zbierałem wprawdzie wiele podobnych czasopism, ale „Sikret” był pierwszy, najlepszy, niezastąpiony. Dzisiaj wszystkie numery spoczywają w specjalnym pojemniku, niczym relikt przeszłości, której po części zawdzięczam swoją zawodową teraźniejszość. Tia... któż nie chciał pracować jako dziennikarz w redakcji zajmującej się komputerami, grami i podobnymi duperelami? Powrót Secret Service ogłoszony w czerwcu przyjąłem z entuzjazmem, ale również obawami, które z czasem zaczęły się nasilać... Takie inicjatywy zwykle kiepsko się kończą, a najwięcej tracą czytelnicy.

Wracamy bo musimy, bo wiemy, że wielu od lat na nas czeka! Są z nami Piotr Mańkowski, czyli Micz - nowy Redaktor Naczelny, Waldemar Nowak, czyli Pegaz Ass - Dyrektor Artystyczny… Ale to dopiero początek. Bądźcie z nami, wkrótce kolejne informacje! Ehhh, ten zapach papieru o poranku! - Tak powrót zapowiedziano powrót SS.

Nie lubię przesadnie owijać w bawełnę, więc chyba od razu napiszę, iż szeroko zakrojona akcja zbierania funduszy mocno mnie zniechęciła do nowego-starego wydawnictwa. Najpierw zapowiedziano - Hello! Wracamy z wielką pompą i będą niespodzianki! - aby następnie dodać - Jednak na wersję papierową potrzebujemy Waszych pieniędzy... Taka strategia nie wróży długiej żywotności wskrzeszonemu Secret Service, przynajmniej w wersji namacalnej, wszak cyfrowa miała się pojawić niezależnie od efektów akcji crowdfunding'owej. Tutaj przestrzeń do zagospodarowania jest zdecydowanie większa, bo internet powoli wykańcza prasę drukowaną, oszczędzając tylko najsilniejszych graczy posiadających warunki do utrzymania się na trudnym rynku. Redakcja Secret Service ma doborowy skład, ambicje, pasję i doświadczenie, ale najwyraźniej brakuje jej kapitału. OK, znaleźli sposób na zbiórkę, zgłosili się chętni - niech się dzieje wola nieba...

Osobiście nienawidzę e-Booków, łaknę staroświeckiego papieru i jest wysoce wątpliwe, abym zmienił zdanie dla Secret Service. Jeśli po sześciu numerach zostanie wyłącznie wersja cyfrowa, dla mnie pismo umrze ponownie. Tym razem na zawsze. No dobra, skoro taki ze mnie papierzak, to dlaczego nie wsparłem groszem inicjatywy panów Mańkowskiego i Nowaka, kiedy zbierali na edycję drukowaną? Powód jest bardzo prosty. Ponieważ bazowanie wyłącznie na wsparciu społeczności, kapryśnej i niestabilnej, to ryzykowny biznes, zaś ożywianie legendy wymaga naprawdę silnych podstaw. Wolałem nie robić sobie nadziei. Tak, znowu będę pisał o pieniądzach, bo kiedy ich zabraknie nieważne z jakich powodów, to papierowy Secret Service natychmiast pójdzie do odstrzału. Taka jest brutalna rzeczywistość, którą wielu dziennikarzy analizujących reanimację Secret Service zdaje się bagatelizować. Oczywiście, życzę „Sekretom Serca” jak najlepiej, niemniej pozostaję bezwzględnym realistą. Swój wkład w odrodzenie wyłożyłem kupując w ciemno numer 97, robiąc poniższy wpis oraz poprzednie, informujące o akcji.

Przeczytałem wszystkie newsy, artykuły, relacje, wywiady i dodatki, niektóre nawet dwa razy, więc teraz mogę coś konkretnego napisać o zawartości czasopisma. Odczucia mam mieszane, bardziej na plus, aniżeli in minus.

Zebrane 284.110 złotych wystarczy na jakiś czas, realizację kilku własnych i cudzych marzeń, odkurzenie legendy... Co potem? Jaki jest plan? Czym Secret Service chce przyciągnąć nie tylko byłych czytelników, ale również świeży narybek? Dziś się bawimy na weselu, jutro na stypie, jaka to różnica? Ano taka, że naprawdę ubóstwiałem Secret Service i czuję ogromny sentyment do tego wydawnictwa, zatem wolałbym nie zostać świadkiem kolejnego smutnego końca albo rozczarować się zawartością magazynu. Wiecie... nieprzypadkowo do legendy przechodzi się po śmierci, ale umrzeć dwukrotnie, to już lekka kompromitacja. Wracając do tematu - egzemplarz Secret Service oznaczony numerem 97 (cóż, 96 gdzieś przepadło) nabyłem wczesnym rankiem 30 września zmierzając do redakcji. Jednak w przeciwieństwie do niektórych dziennikarzy albo raczej blogerów, wydających wyroki po godzinie obcowania z czasopismem, co zresztą sami bezwstydnie przyznają na łamach swoich witryn, postanowiłem najpierw solidnie przestudiować wydawnictwo zanim cokolwiek napiszę. Secret Service i czytelnikom należy się odrobina szacunku.

Przeczytałem wszystkie newsy, artykuły, relacje, wywiady i dodatki, niektóre nawet dwa razy, więc teraz mogę coś konkretnego napisać o zawartości czasopisma. Odczucia mam mieszane, bardziej na plus, aniżeli in minus. Z jednej strony otrzymałem bardzo przyjemnie napisane teksty przekrojowe (historia Wolfenstein, Sierry, Cannon Fodder, X-COM), które ociekają informacjami jakich wcześniej nie znałem lub przeoczyłem. Uwielbiam takie smaczki, więc miałem rozszerzone źrenice podczas przeglądania kolejnych kartek. Zaciekawił mnie również artykuł o wpływie brutalnych gier na ludzką psychikę, trzeźwo analizujący sytuację, bez frazesów typowych dla brukowców i blogosfery... acz pełny błędów. Niestety obok apetycznych wpisów znalazło się kilka zgniłych jabłek, zwłaszcza wśród zapowiedzi, bowiem gdy przeczytałem krótki akapit o Hellraid miałem nieodparte wrażenie, że został napisany przez osobę kompletnie niezorientowaną w temacie. Jeśli ktoś oczekiwał lawiny nowości, przedpremierowych materiałów i pełnych wersji gier, chyba niezbyt uważnie czytał słowa ojców założycieli, jak widzą reaktywowanego SS.

Trochę boję się tego sformułowania, ale odnoszę wrażenie, że nowy Secret Service jest po części antytezą starego Secret Service. Zamiast nowości mamy zwrot w kierunku retro i gier niszowych.

Trzeba pamiętać, iż Secret Service ze względu na dwumiesięczny cykl wydawniczy nie ma najmniejszych szans publikować premierowych recenzji, więc skupia uwagę na innych kategoriach. Zdrowe podejście, bo wygrać z serwisami internetowymi jest bardzo trudno. Dobrym przykładem może być tekst dotyczący Zaginięcia Ethana Cartera, w mojej opinii nazbyt pobłażliwy i lakoniczny, ale chodzi o coś innego. Jest to jedyna recenzja wielkoformatowej produkcji w premierowym numerze. Reszta dotyczy gatunku indie, dorzucono też trochę mobilnych tytułów - personalnie nie byłem nimi w ogóle zainteresowany, bo pykanie na tabletach lub komórkach uznaję za herezję. Relacje z targów również niezbyt mnie ciekawią, zwłaszcza tych o których już praktycznie zapomniałem, nieważne jak bardzo alternatywne spojrzenie na sytuację prezentują, dlatego nie rozumiem czemu wrażenia z GamesComu wylądowały na początku. Były ciekawsze materiały godne pierwszych stron.

Trochę boję się tego sformułowania, ale odnoszę wrażenie, że nowy Secret Service jest po części antytezą starego Secret Service. Skąd takie przekonanie? W odległych czasach magazyn był istną kopalnią nowinek, obszernych recenzji, soczystych zapowiedzi. Teraz poszedł w kierunku publicystyki, gier retro i niszowych, odwracając od tego, co mimo wszystko interesuje rzesze czytelników. Jasne - wiem jak sobie wydawcy wyobrażali odświeżone czasopismo, jednak ja miałem odmienną wizję wskrzeszonej legendy. Chciałem starej formuły, ponieważ tylko wówczas Secret Service byłby prawdziwym Secret Service. Oczywiście prasa z internetem nie wygra w wyścigu na ¼ mili, aczkolwiek rezygnacja z recenzji, zapowiedzi itp., to moim skromnym zdaniem kiepski pomysł. Można położyć nacisk na retro, indie, wywiady czy felietony, ale chyba większość byłych czytelników ze względu na autocenzurę (legenda jest święta) nie potrafi napisać tego wprost - stary i nowy „Sikret” mają ze sobą niewiele wspólnego w gruncie rzeczy.

Secret Service w obecnej formie przetrwa tylko dzięki determinacji trzydziestolatków. Zatem kupiłem 97 numer i kolejny również pochwycę, nawet pomimo pewnego niesmaku związanego z całą akcją.

Ponarzekałem na założenia wydawnictwa, ponarzekam teraz na wygląd, jakość druku i podejście do odbiorcy. Szkoda, że tylko osoby wspierające powrót magazynu w akcji crowdfunding'owej otrzymały specjalny numer z okładką nawiązującą do poprzedników. Rozumiem i szanuję decyzję, takie są prawa rynku, ale czyżbym nie wspierał SS kupując 97 numer? Ukłon w kierunku absolutnie wszystkich przyszłych nabywców wiedzionych sentymentem byłby lepszym rozwiązaniem, a ofiarność grupy wsparcia można wynagrodzić na dziesiątki innych sposobów. Znam sporo byłych fanów SS zbulwersowanych tym faktem. Czasopismo liczy 100 stron, zostało całkiem ładnie zaaranżowane, zaś papier jest przyjemny w dotyku. Co bardzo ważne, w przeciwieństwie do niektórych pisemek otrzymujemy zdawkową porcję reklam. Zobaczymy jak będzie w przyszłości. Mocno rozczarowuje natomiast jakość niektórych screenów, wyglądających po prostu obrzydliwie tzn.: nieostro jakby wykonanych w formacie JPG poniżej 50%. Spoglądanie na rozmazane plamy zwyczajnie nie cieszy.

Cena Secret Service wynosi 14.50 złotych. Patrząc z perspektywy redaktora, to raczej dużo czy mało? Jak dla mnie kwota wydaje się akceptowalna, chociaż jestem świadomy, że tutaj rozpęta się zawierucha. Największy magazyn o grach w Polsce, jakby nie patrzeć główna konkurencja, oferuje większą objętość i dołącza pełne wersje. Różnica w cenie jest symboliczna, pytanie brzmi - czego oczekujesz sięgając po taki periodyk? Osobiście szukam dobrej treści, której w Secret Service jest zdecydowanie więcej, dodatkowe pierdoły uważam za zbędne, ale moja sytuacja jest szczególna - gry same przychodzą pocztą :) Dlatego bądźmy zupełnie szczerzy i ustalmy gdzie znajduje się siła nabywcza prasy... hmmm... tia... to zdaje się w dużej mierze młodzież w wieku gimbazjalnym. Oni myślą odrobinę inaczej. Po pierwsze chcą prostych artykułów o nowościach, żadnych staroci albo wywiadów z nieznanymi osobami, które zaczynały w branży kiedy ich rodzice chodzili jeszcze do podstawówki. Brak pełnych wersji gier? To niedopuszczalne, nieopłacalne i haniebne! Tak rozumuje młodsze pokolenie, więc Secret Service w obecnej formie przetrwa tylko dzięki determinacji trzydziestolatków. Zatem kupiłem 97 numer i kolejny również pochwycę, nawet pomimo pewnego niesmaku związanego ze zbiórką kasiory, niezgodności ideologicznych czy treści, które nie zawsze mnie interesują.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 21

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.