Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Mozilla Firefox - Dokąd zmierza i co czeka jego użytkowników?

LukasAMD | 28-11-2015 14:41 |

FirefoxMozilla Firefox – dla jednych niemalże codziennie wykorzystywana aplikacja, dla innych już pewien relikt przeszłości, z którego zrezygnowali na rzecz konkurencji. To przeglądarka, która uwolniła świat od przestarzałego Internet Explorera i która od zawsze była otwarta, przyjazna i gotowa na przyjęcie nowych użytkowników. Od jakiegoś czasu jej udział na rynku sukcesywnie spada. Pod koniec 2009 roku korzystało z niej 32% internautów, dzisiaj jest to już tylko nieco ponad 14%. Co takiego stało się w tym czasie, co spowodowało ten spadek? Przecież Internet Explorer stracił znacznie więcej i obecnie notuje podobne udziały. Odpowiedzią jest Google Chrome, które pojawiło się nagle, a które w ekspresowym tempie przejęło ogromną liczbę użytkowników. Nie jest to jednak jedyna przyczyna sytuacji, w jakiej znajduje się obecnie Mozilla. Firefox miał szansę prowadzić z Chrome wyrównaną batalię, mimo znacznie mniejszych możliwości reklamowych. Szansę tę zaprzepaszczono przez liczne opóźnienia, czasami niezrozumiałe decyzje, a także skupienie się na innych rynkach. Jaka przyszłość czeka Firefoksa? Wiele wskazuje na poprawę, ale poczynione kroki mogą nie wystarczyć.

Interfejs Firefoksa jest powolny. Electrolysis ma to zmienić i daje świetne efekty, ale kto wytrzyma do tego czasu?

Już od dawna praca z Firefoksem nie jest tak komfortowa, jak z Chrome. Powód jest prozaiczny: spowolnienia interfejsu. Możemy mieć nawet najmocniejszą konfigurację komputera, ale niewiele to da, wystarczy uruchamiać jakąś stronę w tle, a aktualną przewijać. Zauważymy wtedy, że przewijanie nie odbywa się płynnie, w miarę doładowywania stron znajdujących się w tle będzie zauważalne szarpanie. Tego typu ekscesów w Chrome nie zobaczymy, tam każda karta działa w osobnym procesie, co zapewnia płynniejsze działanie. Oczywiście jest to okupione znacznie większymi wymaganiami i narzutem na pamięć. Pewne zabiegi już poczyniono zajmując się kwestią odpowiedniej synchronizacji obrazu w ramach projektu Silk i odświeżania z częstotliwością 60 FPS. Przyniosło to pewną poprawę sytuacji, ale to wciąż nie zapewnia takiej responsywności, jaką znajdziemy w konkurencyjnym Chrome.

Firefox #0

Mozilla dostrzegła ten problem i już od 2013 pracuje nad jego rozwiązaniem. Jest nim projekt Electrolysis, oznaczany także jako e10. Założenia polegają na tym, aby odseparować zadania związane z renderowaniem strony internetowej do osobnego procesu, a następnie komunikować się z głównym przy pomocy odpowiednich protokołów. Dzięki temu niektóre zadania wykonywane przez przeglądarkę nie wpływają na inne i nie powodują spowolnienia działania. Podział na kilka procesów pozwala także na lepsze wykorzystanie zasobów komputera, a przecież niemalże pożegnaliśmy już komputery umożliwiające obsługę jedynie jednego wątku jednocześnie. Dodatkową zaletą tego rozwiązania jest poprawa bezpieczeństwa, bo osobny proces może być izolowany, przez co nie wpłynie na np. wrażliwe dane przechowywane w przeglądarce. Implementacja tworzona przez Mozillę nie jest tym, co znamy z Google Chrome. Fundacja nie chce ogromnego narzutu na RAM, jej koncepcja tego nie wymusza, a daje bardzo dobre efekty.

Rozwiązanie idealne? Niestety nie. Pierwszym problemem jest czas wdrażania. Mamy koniec 2015 roku, a Electrolysis wciąż nie został ukończony. Obecnie jest on aktywny w wersjach testowych, ale użytkownicy edycji stabilnej muszą jeszcze poczekać. Przewidywania mówią o wprowadzeniu e10 do Firefoksa przeznaczonego dla zwykłych użytkowników dopiero w połowie przyszłego roku. Do tego czasu będą oni nadal obserwować szarpania, których u konkurencji nie ma, lub są trudniejsze do zaobserwowania. Tzw. „user experience” nie da się natomiast zignorować. To coś, co powoduje, że mimo pewnych niedoskonałości pozostajemy przy pewnych rozwiązaniach, a inne odkładamy na bok. Wiedzą to najlepiej np. specjaliści z Apple, którzy starają się przede wszystkim o to, aby użytkownik był zadowolony z tego, jak odpowiadają na jego polecenia oprogramowanie i sprzęt. Drugi problem związany z tym projektem to w zasadzie wyrok śmierci dla wielu ciekawych rozszerzeń. Dodatki są jednym z największych atutów Firefoksa, tym bardziej że są one bardzo rozbudowane. Niestety, wprowadzenie osobnego procesu powoduje, że nie wszystkie z nich działają prawidłowo. Początkowo kwestia ta wyglądała wręcz tragicznie. Teraz niektóre z rozszerzeń zostały zaktualizowane i pracują już poprawnie, ale nikt nie jest w stanie nam zagwarantować, że będzie tak z każdym, którego obecnie używamy.

Inicjatywa Great or Dead - dwa kroki do przodu i jeden w tył.

Punktem zwrotnym w rozwoju Firefoksa jest według mnie ogłoszona w tym roku inicjatywa „Gread or Dead”. Jak sama nazwa wskazuje, zgodnie z nią dane funkcje mogą zostać określone albo jako świetne, albo przeznaczone do usunięcia. Już początkowo zapowiadało to znaczne uproszczenie procesu decyzyjnego w Mozilli i przyśpieszenie tworzenia elementów, które mogą okazać się bardzo ważne dla internautów. Tak też stało się istocie, bo niemalże równocześnie zapadły decyzje o innym podejściu do dystrybuowania niektórych mechanizmów – zamiast wbudowywać je w przeglądarkę, będą dostępne jako niezależne rozszerzenia. Dzięki tej, wydawać by się mogło niewielkiej, zmianie, wydzielone funkcje będą mogły rozwijać się szybciej. Sześciotygodniowy cykl wydawniczy zapewnia szybkie dostarczanie aktualizacji, ale w przypadku rozszerzeń można wydawać je przecież nawet co kilka dni. To ogromna zaleta, a poluzowanie zależności w samym oprogramowaniu oznacza, że Firefox stanie się nieco bardziej modułowy.

Firefox #1

Niestety nie ma róży bez kolców i podobnie jest w tym przypadku. Inicjatywa Gread or Dead ma już swoje pierwsze ofiary, co gorsza, bardzo cenne. Mozilla postanowiła uśmiercić funkcję grupowania kart znaną także pod nazwą Panorama. Dzięki niej możemy zarządzać otwartymi kartami, tworzyć z nich grupy i pracować aktualnie na tylko jednym określonym zestawie. Dzięki temu możemy w przeglądarce otworzyć nawet ponad 40, 50, 100 kart, a zarazem wciąż nad nimi panować. W połączeniu z mechanizmem zapisywania i przywracania ostatniej sesji otrzymujemy niesamowicie potężne narzędzie: jeżeli zechcemy, interesujące strony zostawimy na później w określonych grupach. Nie musimy dodawać ich do zakładek, a karty nie będą zajmować pamięci, bo zaraz po uruchomieniu przeglądarki ich zawartość nie będzie automatycznie ładowana. To funkcje szalenie przydatne w przypadku osób, które intensywnie korzystają z przeglądarki. Co więcej, konkurencja podobnych mechanizmów nie dostarcza.

Powodem decyzji o usunięciu z Firefoksa Panoramy jest niewielkie zainteresowanie użytkowników. Jestem skłonny się z tym zgodzić – zapewne mało kto korzysta z Panoramy, ale jak mogłoby być inaczej, skoro Mozilla zaszyła przycisk odpowiedzialny za tę funkcję i domyślnie nawet go nie wyświetla? Bez tego nie da się wypromować tego typu funkcji. Grupowanie kart jest obecnie elementem niszowym, ale pozytywnie wyróżnia Firefoksa spośród innych, coraz bardziej podobnych do siebie przeglądarek. Osobiście uważam, że Mozilla mogła albo inaczej promować tę funkcję (z przykładami adekwatnymi dla zwykłych śmiertelników), albo też kontynuować istnienie Panoramy jako osobnego, opcjonalnego rozszerzenia. Mechanizm działa i od jakiegoś czasu w zasadzie nie jest rozwijany. Czy nie lepszym wyjściem byłoby więc wydzielenie go z przeglądarki? Oczywiście przeszkodą mogły być ograniczenia i trudności techniczne. Tego nie możemy wykluczyć. Na całe szczęście rynek nie lubi próżni i już powstało zewnętrzne rozszerzenie, które pozwala na podobne grupowanie kart. Przynajmniej na razie.

Firefox #2

Kolejnym elementem, jaki niebawem zniknie z przeglądarki, jest obsługa zaawansowanych motywów graficznych. Firefox od lat umożliwiał nie tylko prostą zmianę obrazka w tle, jak ma to miejsce w Chrome, ale również podmiany ikon, czy zmianę rozmiaru i kształtu niektórych elementów interfejsu. Jest tak do tej pory, opcje dostosowywania umożliwiają swobodne przemieszczanie przycisków. Z drugiej jednak strony, po wprowadzeniu skórki Australis podobnej do Chrome przeglądarka nieco straciła na swej odrębności. Rzecz jasna pełne motywy graficzne bywają ciężkie, a ich obsługa wymaga znacznego zmodyfikowana kodu. Bez tego wszystkiego program może być lżejszy ale... przecież to działało od lat i miało się bardzo dobrze. Nagle stało się problemem? Tutaj na scenę wchodzą inne z planowanych zmian - obecnie za interfejs w przeglądarce odpowiadają języki XUL i XBL stworzone przez Mozillę właśnie na potrzeby tego projektu. W przyszłości zostaną one zastąpione przez HTML5. Wszystko to po to, aby aplikacja stała się jeszcze szybsza i aby korzystała z szeroko rozpowszechnionych technologii. W takim przypadku nie ma już miejsca na ciężkie i rozbudowane motywy graficzne, stanowią one za dużą przeszkodę do rozwoju aplikacji.

Wprowadzenie HTML5 odbije się jednak nie tylko na skórkach, ale i rozszerzeniach. Cześć z nich nie będzie już kompatybilna z nowymi wersjami przeglądarki. Jak realny jest to scenariusz pokazuje nam przykład DownThemAll - świetnego, rozbudowanego menadżera pobierania dla Firefoksa. Autor tego dodatku zapowiedział, że w związku z planowanymi zmianami dalsze jego rozwijanie nie ma już sensu. Nie dość, że wymagałoby to znacznego nakładu czasowego, to jeszcze nowy system nie pozwala na uzyskanie takiego samego efektu. Jest szybszy i bezpieczniejszy, ale zarazem ogranicza możliwości rozszerzeń.

Wbudowany komunikator i integracja z Pocket - nie mam nic przeciwko, ale wszyscy i tak korzystają ze Skype i innych komunikatorów.

Do tego wszystkiego możemy dodać coś jeszcze, a mianowicie dosyć niezrozumiałe decyzje związane z rozbudowaniem niektórych funkcji dostępnych w przeglądarce. Od niemal roku użytkownicy Firefoksa mogą korzystać z wbudowanego komunikatora Hello korzystającego z otwartych standardów WebRTC, który powstał dzięki współpracy z firmą Telefonica. Pozwalają one na tworzenie komunikatorów webowych, które działają niezależnie od wybranej przeglądarki i nie wymagają od użytkowników instalacji dodatkowych rozszerzeń, jak ma to miejsce w przypadku np. Skype czy Hangouts. Tutaj ponownie można powiedzieć, że sam pomysł zaprezentowania i wykorzystania otwartej technologii jest świetny, tym bardziej że działa coraz lepiej. Równie na miejscu będzie jednakże i pytanie o to, czy przeglądarka faktycznie potrzebuje takiego wbudowanego, domyślnie włączonego komunikatora?

Firefox #3

Czy kiedykolwiek skorzystaliście z Hello do nawiązania połączenia ze znajomymi? Osobiście nie znam żadnej takiej osoby. Jeżeli ktoś używa Firefoksa, to czasami kojarzy nową ikonkę, jaka pojawiła mu się na pasku narzędziowym, ale nawet nie wie o tym, że jest to jakiś komunikator. Do tego służy przecież Skype, od wiadomości tekstowych jest przecież Facebook. Obawiam się, że prędzej znajdę użytkowników Hangouts lub wymierającego GG, aniżeli Hello. Nie twierdzę, że nikt z tego rozwiązania nie korzysta, niemniej uważam, że próba walki z mocnymi konkurentami na tym rynku kompletnie mija się z celem. Dla wielu osób przeglądarka to wciąż aplikacja do przeglądania witryn internetowych, za komunikator służy im coś zupełnie osobnego. Siły programistyczne poświęcane na jego rozwój i ulepszanie można byłoby przecież przeznaczyć na któreś z zadań, jakie od dłuższego czasu czekają na zakończenie. Decyzje związane z Hello są dla mnie niezrozumiałe i świadczą jedynie o tym, że Mozilla sama nie do końca wie, czym ma być jej przeglądarka.

Podobnie jest zresztą z agregatorem treści Pocket, który pojawił się w Firefoksie bez konkretnego powodu. Po co? Przecież ktoś zainteresowany czymś takim może skorzystać z osobnego, bardziej rozbudowanego rozszerzenia. Inny przykład to całe Social API, które umożliwia integrowanie w przeglądarce dodatkowych usług jak np. szybkie udostępnianie materiałów na Facebooku, Google+, czy też wysyłanie ich przez Gmaila. Jeszcze jakiś czas temu API to umożliwiało uruchomienie w panelu bocznym w przeglądarce Messengera i komunikowanie się ze znajomymi bez otwierania Facebooka. Wiedzieliście o tym? Tutaj też można upatrywać się problemów Mozilli: nawet jeżeli na powierzchnię wypływają interesujące pomysły i rozwiązania, często są one pozostawione niemalże same sobie. Podobnie jak w przypadku grupowania kart, brakuje im odpowiedniej reklamy. Użytkownicy znają więc Firefoksa, ale nie widzą o wielu z jego funkcji. Skąd mogliby o nich wiedzieć, przecież Mozilla za bardzo się nimi nie chwali. Takim podejściem fundacja oczywiście traci, mimo wysiłków włożonych w rozwój aplikacji.

Firefox #4

W Firefoksie 39 wprowadzono dosyć nietypowe rozwiązanie, jakim jest emulowanie działania niektórych właściwości CSS opatrzonych prefiksem webkit. Tego typu zapisy nie są zgodne z oficjalną specyfikacją, ale często stosowane w celu uzyskania efektów, jakie oferują testowo silniki przeglądarek – lisek także posiada własny prefix (moz) stosowany w przypadku funkcji eksperymentalnych. Takie posunięcie co prawda poprawia kompatybilność, ale czy jest słusznym krokiem? Mozilla chce dostarczyć przeglądarkę, Internet i otwarte technologie do szerokiego grona użytkowników. Najwyraźniej nie chce być jednak kojarzona z aplikacją, która nie poradziłaby sobie z wyświetleniem jakiejś popularnej strony. Problemy wynikają rzecz jasna z podejścia twórców stron internetowych, którzy są coraz bardziej skupieni na Chrome i którzy niekoniecznie przejmują się kompatybilnością z innymi aplikacjami. Przypomina to wręcz sytuację z czasów świetności klasycznej Opery, kiedy to właśnie ta przeglądarka wyświetlała strony nieprawidłowo, bo… była bardzo restrykcyjna względem ich kodu. Decyzja Mozilli użytkowników może cieszyć, jest jednak jedynie wyjściem awaryjnym, które tylko podkreśla, że na podium znajduje się już ktoś zupełnie inny.

Piaskownica, filtr stron - to nie rozwiązania Mozilli, lecz Google.

Bezpieczeństwo jest w przypadku przeglądarki internetowej cechą niesamowicie istotną. To nasze okno na świat, aplikacja, dzięki której przeglądamy strony internetowe, wykonujemy płatności, logujemy się do serwisów aukcyjnych, wymieniamy informacjami ze znajomymi w sieciach społecznościowych, a także pracujemy za pośrednictwem aplikacji webowych. W przypadku wielu użytkowników przeglądarka jest podstawową i jedyną w zasadzie niezbędną aplikacją. Zatroszczenie się o jej bezpieczeństwo jest więc zadaniem priorytetowym. Mozilla od dłuższego czasu dokłada sporych starań, abyśmy mogli korzystać z Firefoksa nie czując żadnych obaw – już sam przyśpieszony cykl wydawniczy powoduje, że otrzymujemy poprawki nawet mniej istotnych błędów znacznie szybciej, niż miało to miejsce w przypadku wersji z gałęzi 2.x – 3.x. Kolejne elementy to rzecz jasna izolowanie i filtrowanie, także i tutaj dokonał się znaczący postęp.

Programistów tworzących ognistego lisa można nazwać prawdziwymi deweloperami – bo są leniwi. Zamiast tworzyć własne rozwiązanie zupełnie od podstaw, postanowili sięgnąć po już gotowe. W efekcie w Firefoksie pojawił się rok temu kod piaskownicy stworzonej na potrzeby Chrome. Jak na razie w wersji stabilnej z niej nie skorzystamy, jest bowiem aktywna wraz z e10. Projekt czeka więc na zakończenie tego poprzedniego, ale rokuje dobrze na przyszłość, tym bardziej że fundacja pracuje nad rozszerzeniem jej działania. Co istotne, w piaskownicy zamknięte są nie tylko strony, ale także wtyczki takie jak choćby Adobe Flash. To świetny pomysł, który znacznie ogranicza ryzyko ataku. Pojawia się jednak pewien problem – poprawki, jakie zajdą w piaskownicy Chrome, trzeba będzie nanieść także w Firefoksie (zakładając utrzymanie przynajmniej części oryginalnego kodu). W typowych przypadkach i ulepszeniach nie stanowi to problemu, ale jeżeli chodzi o bezpieczeństwo i np. możliwość ucieczki z piaskownicy, każde opóźnienie stanowi dodatkowe zagrożenie. Nie są to natomiast czysto teoretyczne spekulacje, bo w kolejnych wersjach swojej przeglądarki Google łatało błędy umożliwiające ucieczkę.

Firefox #5

Kolejna istotna zmiana to znaczne zaostrzenie polityki dotyczącej rozszerzeń instalowanych ze stron internetowych. Kiedyś mogliśmy liczyć na pełną swobodę, dodatki do Firefoksa można było znaleźć zarówno na stronach, jak i w dodatkowym oprogramowaniu. Wszystko to ulega zmianie i wzorem Google Chrome, także i ta przeglądarka nie pozwoli na instalowanie niepodpisanych rozszerzeń. Podpisywać je będzie natomiast Mozilla, po sprawdzeniu pod kątem szkodliwości. Już teraz w stabilnej wersji Firefox ostrzega nas przed instalowaniem rozszerzeń spoza oficjalnej bazy. Jeszcze na to pozwala, niemniej niebawem nie będzie to możliwe, blokady nie wyłączymy też ustawieniami zaawansowanymi. Zamiast tego będziemy musieli sięgnąć po wydania testowe. Zmiany nie oznaczają, że autorzy rozszerzeń muszą publikować je w AMO (centrum dodatków dla Firefoksa). Wystarczy, że prześlą je do sprawdzenia. Możliwe więc będzie dalsze wykorzystywanie dodatków stworzonych np. na potrzeby firmy i usług działających w intranecie.

Sama idea swoistej białej listy dodatków jest jak najbardziej słuszna. Dzięki niej Mozilla może sprawdzać rozszerzenia tworzone przez społeczność i dopuszczać do użytkowników tylko te bezpieczne. Zapobiega to również automatycznej instalacji różnych pasków narzędziowych i wyszukiwarek, jakie możemy często znaleźć w aplikacjach pobierających instalatory programów. Jest to jednak kolejny krok, który zmniejsza dotychczas panującą swobodę. Nawet jeżeli realizuje się to w dobrym celu, odczują to zarówno niektórzy użytkownicy, jak i (albo raczej przede wszystkim) deweloperzy tworzący rozszerzenia – ten tydzień pokazał nam, że system ten nie działa prawidłowo, autorzy rozszerzeń muszą czekać, a skrypty zajmujące się weryfikacją da się ominąć. Nie tak to powinno wyglądać. W połączeniu z innymi elementami wymienionymi już wcześniej wyłania się obraz, który nie wygląda za dobrze: platforma, jaką jest Firefox od dawna była bardzo otwarta, teraz się to zmienia. Niektóre osoby mogą dojść do wniosku, że to jedynie powtarzanie tego, co zrobiło już przecież Google. Nie będzie to kłamstwo – twórcy Chrome ostatnio przecierają niektóre szlaki, konkurencja potulnie idzie za nimi.

Firefox #6

Kolejnym elementem zapożyczonym od Google jest filtr chroniący użytkownika przed szkodliwymi witrynami, a także próbami oszukania i wyłudzania informacji. Także i w tym przypadku zaimplementowano mechanizmy stworzone na potrzeby Chrome. Do niedawna Firefox nie chronił nas przed pobieraniem szkodliwych plików, teraz natomiast to potrafi – bo skorzystano z darmowego, otwartego mechanizmu udostępnianego przez Google. Oczywiście to dobrze, bo na tym wszystkim ostatecznie korzystają użytkownicy, którzy po prostu powinni być bezpieczni. Niestety jest to także kolejny przykład wtórności: Mozilla nie wytycza standardów, lecz podąża za konkurencją. Jeżeli natomiast korzystanie z Firefoksa oznacza jakiekolwiek opóźnienia w aktualizacji np. filtrów stron, to czy nie lepiej jest korzystać z oryginalnego produktu?

Ogromne opóźnienia pojawiły się także w przypadku 64-bitowej wersji Firefoksa dla systemów Windows. Mozilla miała z tym wiele problemów i prace nawet wstrzymywała. Dopiero zaprezentowanie takiej odsłony Chrome spowodowało, że prace poszły wyraźnie do przodu i obecnie możemy już instalować stabilne wydanie Firefoksa x64. Z jakichś przyczyn twórcy za bardzo się nim nie chwalą i linki do pobierania takiej wersji użytkownik musi znaleźć na własną rękę. W tym konkretnym przypadku nie chodzi jedynie o gonitwę za konkurencję i walkę na numerki. Procesy 64-bitowe mogą nie tylko działać szybciej, ale i oferować większe bezpieczeństwo. Nie są narażone na ataki w podsystem WOW64, a na dodatek oferują lepszą ochronę przy pomocy mechanizmu ASLR. Opóźnienia tłumaczono m.in. problemami z Flashem – w przypadku konkurencji jest on zintegrowany z przeglądarkami, a ich producenci współpracują z Adobe i dostarczają odpowiednie aktualizacje bezpieczeństwa. Może Mozilla powinna pomyśleć o podobnym rozwiązaniu. Choć wiele osób chciałoby go uśmiercić, Flash będzie nam jeszcze przez jakiś czas towarzyszył.

Wersje mobilne wymagają dopracowania. Firefox OS ma swoją niszę, ale nie przegania nawet Windows Phone.

Zupełnie odrębnym tematem jest mobilny Firefox. Wersja dla iOS to w gruncie rzeczy nakładka na silnik Safari umożliwiająca synchronizację danych: wynika to z ograniczeń platformy, a fundacja nie zdecydowała się na stworzenie pełnej wersji, która wymagałaby odblokowanego systemu. Samo istnienie takiej „wydmuszki” można jednak stawiać pod znakiem zapytania – czy naprawdę należało inwestować w nią czas? Posiadacze urządzeń z iOS nie są celem Mozilli, ale o tym za chwilę. Zamiast tego fundusze można było przeznaczyć na rozwój wersji dla Androida. Ta jest dostępna już od dłuższego czasu, ale w moim osobistym odczuciu, do pięt nie dorasta konkurencji takiej jak Dolphin, UC Browser, Maxthon czy Operze. Mobilny Firefoks jest ociężały i powolny, cierpi także na te same problemy, co obecna wersja desktopowa – interfejs działa stosunkowo wolno. Dobre wsparcie dla nowych technologii nie ratuje aplikacji, z której korzysta się po prostu źle. Do niedawna narzekać można było także na powolną synchronizację, ale na szczęście pod tym względem wiele już zrobiono i obecnie działa ona niemal tak szybko, jak w przypadku Chrome.

Firefox #7

No a Firefox OS? Ślepa uliczka? Jak na razie na rynku nie znajdziemy zbyt wielu urządzeń z tym systemem. Debiut na telefonach nie był zbyt udany, okazało się bowiem, że system jest za bardzo uproszczony, a wydajność kuleje – tanie urządzenia nie pozwalały na komfortowe działanie aplikacji napisanych w HTML5. Z drugiej jednak strony, smartfony z Firefox OS zadomowiły się na dobre w np. Ameryce Południowej. Nie są drogie, a nadal umożliwiają korzystanie z Internetu wygodniej, niż na zwykłych telefonach – czego chcieć więcej? Może właśnie konkurowania z Androidem, iOS i Windows Phone. Na to się jednak nie zanosi. Szybciej nabędziemy Smart TV z tym systemem, aniżeli tablet lub smartfon. Jak na razie pozostaje to wybór jedynie entuzjastów i osób, którym nie przeszkadzają liczne ograniczenia i niewielka liczba aplikacji.

Mozillo, weź się garść. Potrzebujemy konkurencji dla Google Chrome.

Jak można podsumować ostatnie działania prowadzone przez Mozillę? Z jednej strony widać w niej znaczący postęp i tego fundacji nie powinniśmy odmawiać. W ciągu ostatniego roku zajęto się wieloma istotnymi funkcjami, przez co aplikacja działa coraz lepiej, a niebawem powinna działać jeszcze sprawniej. Można przyjąć, że nareszcie poruszono kwestie, które są dla końcowego użytkownika naprawdę ważne: działanie programu, szybkość wczytywania stron, komfort używania, a także szeroko pojęte „doświadczenia” i bezpieczeństwo. Wszystko wygląda bardzo dobre, prawda? Tak, choć trzeba jednocześnie przyznać, że nie udało się uniknąć niektórych nietypowych błędów, a zarazem usunięcia funkcji bardzo przydatnych.

Firefox jest obecnie aplikacją, która daje nam największe pole do popisu w kwestii personalizacji ustawień, a także interfejsu. Za jakiś czas niektóre z opcji zostaną usunięte, program straci także kompatybilność z niektórymi dodatkami, co zapewne nie zatrzyma odpływu deweloperów. Poczynione kroki nie przypominają innowacyjnego rozwoju, jakim było wprowadzanie kolejnych wersji Firefoksa, które niszczyły dominację Internet Explorera. Teraz działania Mozilli można nazwać raczej gonieniem konkurencji – wiele jest bowiem do nadrobienia, a Chrome, choć możemy go nie lubić, coraz częściej przeciera nowe ścieżki. W obecnej sytuacji pozostaje mieć nadzieję, że Firefox mimo wszystko przetrwa. To dodatkowy silnik renderowania, który może nas ustrzec przed dominacją jednego i ewentualnej powrótki katastrofy z czasów Internet Explorera 6. Alternatywy w np. Edge jak na razie nie można upatrywać. Owszem, nowa przeglądarka Microsoftu jest szybka, ale na tym jej atuty w zasadzie się kończą.

Źródło: PurePC.pl
Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Łukasz Tkacz
Liczba komentarzy: 56

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.