Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja StarCraft II: Wings of Liberty - Powrót króla!

Sebastian Oktaba | 19-08-2010 00:04 |

Minęło ponad tysiąc sto sześćdziesiąt pięć dni, odkąd Blizzard Entertainment oficjalnie zapowiedziało, że pracuje nad kontynuacją legendarnego StarCrafta. Wiadomość, która zelektryzowała cały półświatek wielbicieli RTS'ów, nieprzypadkowo ogłoszono podczas imprezy Blizzard Worldwide Invitational zorganizowanej w Seulu. Wszelako, StarCraft to niemalże narodowy sport Koreańczyków (oczywiście tych weselszych z południa), niezwykle silna liga oraz mecze pokazowe emitowane w telewizji. Niemniej, nawet osoba średnio zorientowana w branży powinna kojarzyć StarCraft, stworzonego przez ojców Diablo czy World of WarCraft. Kosmiczna epopeja traktująca o konflikcie trzech ras, znalazła się przecież na siódmym miejscu listy stu gier wszech czasów według portalu IGN, zgarnęła mnóstwo prestiżowych nagród (m.in.: Origins Award) oraz podbiła serca milionów wirtualnych strategów. Zresztą, produkcje Blizzarda nie od dziś uchodzą za synonim doskonałości, cechują się ponadprzeciętną grywalnością, fantastycznym klimatem i dbałością o najdrobniejsze detale. Wydaje się więc zrozumiałe, dlaczego cały świat z niecierpliwością wyczekiwał premiery StarCraft II zaplanowanej na tegoroczne lato... Bijcie w dzwony! Pierwszy epizod sequela kultowego RTS trafił nareszcie w nasze ręce. Natomiast czy Wings of Liberty jest godnym następcą swojego poprzednika, wyjaśnić powinna niniejsza recenzja...

Autor: Caleb - Sebastian Oktaba

Zanim przejdziemy dalej, zacznijmy może od szczypty historii nie tyle samego Wings of Liberty, co StarCraft'a w ogóle. Pierwsza część serii ujrzała światło dziennie przeszło dwanaście lat temu, kiedy panowały jeszcze procesory Pentium pierwszej generacji oraz Windows 95, obecnie eksponaty czysto muzealne. Kilka miesięcy później ukazał się dodatek StarCraft: Brood War, którego łączna sprzedaż z wersją podstawową niedawno przekroczyła magiczną granicę jedenastu milionów sztuk. Powyższa wartość z pewnością uległaby podwojeniu, gdyby do końcowej puli doliczyć przynajmniej połowę krążących po internecie nielegalnych kopii. Ciekawostką pozostaje edycja przygotowana dla Nintendo 64, będąca jedyną próbą (poza zarzuconym StarCraft: Ghost) przeniesienia cyklu na konsole. Chociaż większość gier z ostatniej dekady XX wieku pokrywa już gruba warstwa kurzu i pajęczyny, dziecko Blizzard dzielnie przetrwało próbę czasu nieustannie przyciągając przed monitory nowych śmiałków. Jak to możliwe? Niezwykłą popularność StarCraft zawdzięcza doskonałej linii fabularnej, nadal przyzwoitej oprawie audiowizualnej, zróżnicowanym frakcjom oraz perfekcyjnie skonstruowanemu trybowi rozgrywek wieloosobowych za pośrednictwem darmowych serwerów Battle.net. Murowany przepis na gigantyczny sukces? Jasne, dlatego StarCraft II: Wings of Liberty nie wywraca wcześniejszych koncepcji do góry nogami i podąża udeptanymi ścieżkami, co ucieszy zapewne przyzwyczajonych do pewnego standardu graczy, wiernych doktrynie „jedynki”. Naturalnie, bez zmian się nie obeszło, aczkolwiek otrzymaliśmy dokładnie to, czego się spodziewaliśmy - klasyczne RTS dopracowane i wypieszczone do granic możliwości.

Scenariusz StarCraft nie należał do ułomnych szczególnie uzupełniony o wątki z Brood War, więc oczekiwania wobec kontynuacji były wyjątkowo wygórowane. Początkowo mnożyły się wyssane z palca plotki oraz domysły, jakoby w starciu miały uczestniczyć nieznane dotąd rasy. Nic podobnego! Nowych etatów w obsadzie nie będzie, powraca natomiast egzotyczne trio słynnych Terran, Protosów i Zergów z czego w pierwszym epizodzie single-player obejmiemy kontrolę tylko nad ludźmi. Dopiero kolejne odsłony trylogii (Legacy of the Void i Heart of the Swarm) przedstawią bliżej losy pozostałej dwójki. Wprowadzenie takiego rozwiązania wzbudziło szereg wątpliwości wśród których nie brakowało głosów, że twórcy świadomi dogodnej pozycji w jakiej się znaleźli, mają zamiar doszczętnie oskubać graczy. Przyznać muszę - taki pomysł spotkał się również z moją dezaprobatą, głównie ze względu na sugerowaną cenę rynkową edycji pudełkowej (~ 170 zł), będącej jak na polskie warunki bardzo wysoką. Jednak w zamian otrzymujemy produkt najwyższych lotów, czego przedsmakiem jest niesamowitej jakości intro, urywające głowę gdzieś w okolicach zadka. Dopracowana kampania z ekscytującą, wciągającą i jednocześnie na swój sposób głęboką fabułą, wystarczy na dobrych kilkanaście godzin zabawy okraszonej specyficzną atmosferą. Uniwersum pełne nieszablonowych postaci zauważalnie nabrało rumieńców, zaś przedstawione wydarzenia są elementami składowymi większej całości. Nie można również zapominać o rozbudowanym module multiplayer, będącym wszak motorem mającym napędzać drugą odsłonę StarCraft przez najbliższe latka. Słowem - król powraca odmłodzony i przystosowany do obecnych wymogów, ale wciąż reprezentuje starą sprawdzoną szkołę.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 9

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.