Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja XCOM: Enemy Unknown - Mars napada!

Costi | 24-11-2012 19:03 |

W historii gier komputerowych (i nie tylko) temat inwazji Obcych na Ziemię był eksploatowany na najróżniejsze sposoby. Oczywiście, żeby nie było nudno, przybysze z bardzo dalekiej zagranicy najczęściej nie mieli przyjaznych zamiarów i raczej nie marnowali czasu na czcze gadanie. Bohaterscy obrońcy ludzkości również nie tracili czasu na dyskusje, więc trup słał się gęsto, a budżet na efekty rósł w zastraszającym tempie. Zostawmy jednak chwilowo filmy i wróćmy do gier komputerowych. Tutaj walka z Obcymi najczęściej sprowadza się do pierwszoosobowej strzelaniny albo epickich strategii. Była sobie jednak seria gier, która reprezentowała zgoła inne podejście. Występowała tam międzynarodowa organizacja, monitorująca aktywność Obcych i wysyłająca na miejsca lądowań UFO małe grupki specjalistów, aby pozbyły się intruzów... XCOM! W tym roku ta nieco zakurzona już seria doczekała się nowej odsłony, wracającej do korzeni, ale czy reaktywacja się udała? Przekonajcie się, czytając recenzję XCOM: Enemy Unknown.

Autor: costi - Michał Kościelak

Pierwszym tytułem z serii było UFO: Enemy Unknown, znane też jako X-COM: UFO Defence i X-COM: Enemy Unknown. Gra wydana została pod szyldem MicroProse w 1994 roku. Fabuła nie była zbyt rozbudowana: w obliczu coraz częściej pojawiających się doniesień o zauważeniu UFO tudzież o porwaniach przez Obcych, największe mocarstwa świata postanowiły założyć tajną organizację, której celem byłoby przeciwdziałanie temu zagrożeniu. Gdy gracz wkracza na scenę, organizacja ta właśnie rozpoczyna swoją działalność, a on ma stanąć na jej czele. Grę rozpoczynało się wybierając na trójwymiarowej kuli ziemskiej lokalizację pierwszej bazy. Potem ruszała właściwa zabawa: rozbudowywanie laboratoriów, warsztatów, hangarów itp., zakładanie nowych przyczółków w różnych rejonach świata, budowanie myśliwców i rekrutowanie żołnierzy, badania nad nowymi technologiami i analiza technologii Obcych oraz patrolowanie nieba w poszukiwaniu zagrożeń. A do tego wszystkiego jeszcze pilnowanie budżetu. Innymi słowy: proza życia dowódcy bazy, z dużą dozą micromanagement. To jednak nie wszystko, wszak póki co brzmi to jak typowy RTS. Gdy udało się zestrzelić UFO albo wykryć lądowanie, do akcji wkraczała ekipa komandosów, a gra zamieniała się w turową strzelankę taktyczną w stylu Laser Squad. I tutaj wachlarz możliwości był dość spory: różne rodzaje uzbrojenia, ograniczona widoczność, różne warunki, zasadzki, ubezpieczanie ogniem, brak dobrego rozpoznania - było nad czym pogłówkować.

Takie połączenie turowej gry taktycznej i strategicznego RTS, okraszone dobrym klimatem i porządną oprawą szybko przypadło do gustu graczom i recenzentom. Gra zebrała wysokie oceny i niemal natychmiast została okrzyknięta klasykiem, a samej wersji PC sprzedało się 600 000 kopii (w czasach DOS!). Nic dziwnego, że na sequel nie trzeba było długo czekać - już w 1995 roku światło dzienne ujrzał X-COM: Terror From The Deep. Gra tym razem toczyła się w dużo dalszej przyszłości, a Obcy wyleźli spod wody. Zasadniczo w stosunku do pierwowzoru niewiele się zmieniło: nowe elementy graficzne odzwierciedlające inne środowisko, większe mapy i dużo wyższy poziom trudności. To ostatnie to efekt niewykrytego przez wydawcę buga w pierwszym UFO, który powodował, że poziom trudności walk resetował się zawsze do najniższego, bez względu na ustawienie w opcjach. Sequel, mimo dużej wtórności, również zdobył świetne oceny, ze średnią 86% (wg. gamerankings.com). Nietrudno się więc domyślić, że na półkach zagościła i trzecia część.

Po kolejnych dwóch latach, w 1997 roku, gracze uraczeni zostali X-COM: Apocalypse. Tym razem setting nieco się zmienił: w wyniku wojny toczonej w drugiej części gry na Ziemi doszło do katastrofy ekologicznej, a ludzkość zamknęła się w trzech wielkich megapolis. Akcja X-COM: Apocalypse toczy się w jednym z tych wielkich miast, zwanym (jakże odkrywczo) Mega Primus. Jako, że cała gra rozgrywa się na terenie zabudowanym, do rozgrywki doszedł nowy element. Finanse nie zależały już tylko od efektywnej eliminacji Obcych, ale też od destrukcji otoczenia (a raczej jej braku). Miastem rządzi 13 różnych organizacji i żadna nie lubi, gdy nadmiernie demoluje się jej teren. Oprócz tego doszła możliwość toczenia walk w czasie rzeczywistym. X-COM: Apocalypse oceniony został nieźle, choć pojawiły się pierwsze symptomy, że z serią nie dzieje się dobrze (m.in. do gry nie trafił w zasadzie zapowiadany aspekt polityczny i angażowania się w walkę o wpływy w mieście). Kolejne gry z serii (X-COM: Interceptor w 1998 r. i X-COM: Enforcer w 2001) to już była właściwie jazda po równi pochyłej: pierwsza była skrzyżowaniem symulatora z zarządzaniem stacją kosmiczną, a druga średniego lotu strzelanką z perspektywy trzeciej osoby. Wydawać by się mogło, że seria ta odejdzie w niepamięć...

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 25

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.