Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Shadow Warrior 2013 - Orientalny Duke Nukem

Sebastian Oktaba | 28-10-2013 17:53 |

Kogo i gdzie bezwzględnie wypatroszymy?

Skoro otrzymaliśmy do dyspozycji zacny rynsztunek i mnóstwo zdolności poprawiających naszą skuteczność, to przydałoby się właściwie wykorzystać zgromadzony potencjał na żywych organizmach. Większość antagonistów jest demonami stylizowanymi na daleki wschód, chociaż z wykrzywionych facjat, zakrwawionych szponów oraz gorejących czerwonym światłem ślepi trudno cokolwiek wyczytać. Najczęściej spotkamy pospolite jednostrzałowe impy, kościotrupy, harpie i kamikaze, ale później do zabawy dołączają maszkarony wyższego szczebla. Straszydła z tarczami najpierw trzeba pozbawić osłony lub oflankować, znachorów wskrzeszających poległych wyeliminować w pierwszej kolejności, zaś muskularnych spaślaków pozbawić kończyn, zanim wyrąbią nam toporem dziurę w czaszce. Niejednokrotnie staniemy też naprzeciwko gigantycznych bossów, jakich ukatrupienie nie wymaga szczególnego wysiłku, poza wpakowaniem weń niezliczonej ilości pocisków. Gdzieś w tłumie potworów przewijają się również żołnierze, ale czynnik ludzki odgrywa w Shadow Warrior marginalną rolę. Ogólnie bestiariusz jest bardzo różnorodny, świetnie wykonany i zdeterminowany żeby zgładzić Lo Wanga - paskudztwa nawet pozbawione nóg starają się dopaść chińczyka.

Kolejnym cieszącym oko elementem składowym produkcji są lokacje, częściowo inspirowane pradziadkiem, ale przeważnie wykonane według świeżych pomysłów ekipy Flying Wild Hog. Podczas krwawej przygody zwiedzimy urokliwe rezydencje, stalagmitowe groty, tajemnicze bambusowe lasy, opustoszałe miasta, mistyczne świątynie, upiorne cmentarzysko czy kompleks badawczo-zbrojeniowy na Arktyce. Plansze rzeczywiście się designerom udały, zewsząd przebija ogromna dbałość o detale, dlatego zamiast nieustannie molestować lewy przycisk myszki, warto czasami przystopować i rozejrzeć się wnikliwie po okolicy. Konkurencyjne studia developerskie powinny patrzeć, podziwiać i wyciągać wnioski - właśnie tak wyobrażam sobie dobrze skonstruowane poziomy w rasowym shooterze. Jak wspominałem wcześniej, pomimo iż Shadow Warrior jest generalnie liniowe, to często możemy zboczyć ze ścieżki i poszukać wyposażenia albo sekretnych kryjówek z fantami. Dzięki tak prostemu zabiegowi przejście każdego levelu zajmuje prawie godzinę, a grającemu towarzyszy wrażenie swobody i podekscytowania, że zaraz natrafi na nieodkryty wcześniej obszar.

Klimat to słowo kluczowe dla staroszkolnych strzelanin, jednak w remake'ach zwykle bezpowrotnie przepada, więc pozostaje tylko pogratulować ekipie odpowiedzialnej za Shadow Warrior, że zdołali obdarzyć nim swoje najnowsze dzieło. Wymieniając jednym tchem bezkompromisową rzeźnię, fajne środki masowej eksterminacji, poczucie humoru oraz dopracowane lokacje, absolutnie nie można zapominać o najważniejszym: fenomenalnej atmosferze budowanej przez... dwójkę bohaterów. Razem z protegowanym zasymilował się bowiem pewien niesforny demon, nadmiernie gadatliwa, kapryśna i złośliwa persona, chętnie prowadząca kwieciste konwersacje. Zalecam uważnie słuchać wymiany zdań pomiędzy tymi okrutnikami, jacy do perfekcji opanowali szkołę cynizmu, wyróżniając się z tłumu bezpłciowych pseudo-herosów występujących w większości shooterów. Poza tym, oldschoolowy charakter podkreśla obecność apteczek, pancerza, konieczność szukania kluczy i mnóstwo drobnostek, tworzących razem spójną, świetnie przemyślaną oraz pieruńsko grywalną całość.

Zmierzając ku końcowi niniejszej recenzji pasowałoby oprócz plusów wymienić także minusy, jakich kilka się niestety znajdzie. Najpoważniejszy dotyczy bardzo dziwnego systemu obrażeń otrzymywanych przy zeskakiwaniu z wysokości, bo chociaż protegowany potrafi przyjąć na gołą klatę blisko tonę ołowiu, ginie natychmiast gdy spadnie z niewielkiej skarpy. Rozumiem, że upadek z dziesięciu metrów jest zabójczy, ale zaledwie kilkadziesiąt centymetrów to lekka przesada. Ograniczenia w eksploracji można chyba rozwiązać w bardziej racjonalny sposób... Poważnym problemem jest także zacinanie się bohatera w obiektach, występujące wprawdzie dość sporadycznie, aczkolwiek w środku rozpierduchy potrafi wyprowadzić z równowagi. Jeszcze bardziej irytuje sytuacja jeśli przegapimy oponenta przeznaczonego do odstrzału, który zablokuje nam możliwość dalszego przemarszu i dopóki będzie oddychał, określone drzwi pozostaną szczelnie zamknięte. Znalezienie takiego gagatka zajmuje co najwyżej krótką chwilę, ale wystarczy żeby doprowadzić na skraj obłędu.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 8

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.