Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Shadow Warrior 2013 - Orientalny Duke Nukem

Sebastian Oktaba | 28-10-2013 17:53 |

Mister Lo Wang wkracza do akcji

Shadow Warrior w przeciwieństwie do Painkiller, Duke Nukem Forever i Rise of The Triad nie został pozbawiony jakiejkolwiek sensownej fabuły, która wprawdzie do najbardziej ambitnych nie należy, ale przynajmniej nie cuchnie na kilometr absurdem. Wszystko zaczyna się podczas wycieczki do rezydencji pewnego jegomościa, który jest w posiadaniu antycznego miecza, będącego z kolei obiektem pożądania naszego pracodawcy. Razem z walizką wypełnioną dwoma milionami zielonych banknotów jedziemy kultowym Datsunem 240Z przeprowadzić teoretycznie banalną transakcję, jednak na miejscu sprawy (nie)oczekiwanie się komplikują. Dziadyga za żadne pieniądze nie zamierza oddawać scyzoryka, więc wkurzony Lo Wang wszczyna karczemną awanturę... jaką kończy w bambusowej izolatce. Ostatecznie nie doczekamy wyroku, ponieważ po odzyskaniu przytomności zastajemy dworek niedoszłego kontrahenta splądrowany przez... demony z orientu. Prawdziwe problemy zaczynają się właśnie teraz, bowiem świat z niewiadomych przyczyn stanął w płomieniach.

Filozofia rozgrywki jest bardzo prosta - łapiemy za katanę i giwery, przemierzamy plansze oraz wycinamy w pień absolutnie wszystko, co nieopatrznie stanie na naszej drodze. Czasami trzeba przełączyć jakąś dźwignię, znaleźć kartę dostępu lub pęczek kluczy do zamkniętych drzwi, niemniej trzon zabawy polega na hurtowym patroszeniu przeciwników. O dziwo, początkowo Shadow Warrior w ogóle nie przypomina Painkillera czy Hard Reset - płynnie pokonujemy kolejne lokacje, mamy trochę swobody przy zwiedzaniu okolicy, zaś oponenci występują w niezbyt licznych grupach. Niestety, gdzieś w okolicach siódmego albo ósmego rozdziału zaczyna pojawiać się rutyna, która coraz bardziej zniechęca do ukończenia kampanii. Wejście do każdego większego pomieszczenia oznacza zablokowanie dróg ucieczki i napływ mięsa armatniego, jakie trzeba zaszlachtować zanim ruszymy w dalszą podróż. Nieustanne przebijanie się przez zastępy rozwrzeszczanych maszkaronów bawi znacznie mniej, niż eksploracja połączona z sieczką, ale najwidoczniej w pewnym momencie pomysły się twórcom skończyły. Shadow Warrior staje się wtedy zwykłym slasherem, jakich powstało wcale niemało i wszystkie szybko odkrywały karty.

Ogromną zaletą remake Shadow Warrior jest szacunek dla tradycji oraz solidna porcja uniwersalnego (wisielczego) humoru, który uprzyjemnia rozwałkę oraz trenuje spostrzegawczość. W salonach gier dumnie stoją automaty z Serious Sam, Hard Reset i oczywiście oryginalnym Shadow Warrior, ale nawiązań do znamienitego przodka jest znacznie więcej. Wystarczy skrupulatnie przeczesywać okolice, bo sekretne komnaty wyłożone kafelkami z pikseli pochodzące wprost z epoki silnika Build, grzecznie czekają na odkrycie. Podobnie wygląda sprawa plakatów, lokacji i chińskich ciasteczek z wróżbą, gdzie znajdziemy mnóstwo aluzji do kultowych produkcji m.in.: Duke Nukem 3D, Czasu Apokalipsy, Hal Life i Angry Birds. Główny bohater nie pozostaje też milczącym siepaczem wypłukanym ze wszelkiej charyzmy lecz aktywnie komentuje swoje poczynania, angażuje w pyskówki z demonami i serwuje adwersarzom cięte riposty, ostre niczym katana. Generalnie - Lo Wang to facet ze stalowymi jajcami, których zabrakło napakowanemu sterydami Księciu w Duke Nukem Forever i nieogarniętej ekipie Rise of the Triad.

Scenariusz dla pojedynczego gracza zapewnia zabawę na dobre kilkanaście godzin, udostępniając cztery poziomy trudności z czego ostatni (Insane) to prawdziwa masakra, wyzwanie dla hardcorowców i graczy o usposobieniu rzeźnika-masochisty. Przyznam szczerze, że poległem tutaj szybciej niż piłkarska reprezentacja Polski podczas eliminacji na mundial w Brazylii, niemniej gratuluję osobom potrafiącym okiełznać ten zwariowany żywioł. Jeśli lubicie wyzwania, to trafiliście pod właściwy adres. Niestety, Shadow Warrior nie posiada żadnego trybu multiplayer, który mógłby przedłużyć jego żywotność, co wydaje się decyzją średnio przemyślaną. Cooperative albo partyjka deathmatch'a w takich okolicznościach przyrody mogłyby sprawdzić się znakomicie, wszak ile można naparzać w Call of Duty, zbierać odznaczenia i odblokowywać kolejne bronie? Eh... solidnego modułu multiplayer brakuje recenzowanej produkcji najbardziej, ale raczej nie liczyłbym na patcha naprawiającego ten ewidentny pustostan.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 8

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.