Recenzja Call of Duty: Infinite Warfare PC - Kosmiczna przygoda
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Żarty się skończyły - lecimy w kosmos
- 2 - Potrzeba nam nowych bohaterów!
- 3 - Realia się zmieniły, ale rozgrywka po staremu
- 4 - Strzelanie to jednak nadal podstawa
- 5 - Multiplayer mocno przypomina Black Ops III
- 6 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 7 - Call of Duty: Infinite Warfare PC - Galeria screenów
- 8 - Oprawa wizualna i podsumowanie
Potrzeba nam nowych bohaterów!
Akcję Infinity Warfare umieszczono w zupełnie nowym uniwersum, pożegnaliśmy zatem gromadkę wcześniejszych bohaterów, aby towarzyszyć dzielnemu kapitanowi Reyesowi pełniącemu funkcję pilota United Nations Space Alliance. Sojusz narodów powstał z zamysłem eksploracji układu słonecznego, będąc gwarancją przetrwania ziemskiej cywilizacji oraz pozyskiwania niezbędnych dóbr naturalnych, jednak część zbrojnego ramienia odmówiła współpracy dokonując nieautoryzowanej secesji z macierzystym organem. Rebeliantom przewodniczy Jon Snow... Kit Harington... wróć... bezwzględny admirał Salen Kotch dowodzący organizacją Settlement Defense Front. Serialowa gwiazda (Gra o Tron) straszy groźnymi minami, troszeczkę nawet filozofuje dodając sobie animuszu, generalnie pasując do kreacji antypatycznego tyrana, ale szczerze powiedziawszy sylwetka dwulicowego Kevina Spacey'ego w Advanced Warfare była zdecydowanie bardziej przekonująca. Zatrudnienie rozpoznawalnego aktora w cudowny sposób nie udoskonaliło niestety scenariusza, którego przebieg wyjątkowo łatwo odgadnąć.
Kapitan Reyes zostaje postawiony przed wyjątkowo trudnym, wręcz samobójczym zadaniem - musi poprowadzić zdziesiątkowaną armię United Nations Space Alliance przeciwko agresywnie nastawionym, zdeterminowanym i świetnie zorganizowanym oddziałom Settlement Defense Front, zamierzającym unicestwić dawnych pobratymców. Rozpoczyna się wojna totalna - przegrana frakcja będzie wykreślona z podręczników historii. Sprawa jest zresztą czytelnie przedstawiana od pierwszych minut kampanii, gdzie ideologie kierujące stronami konfliktu zestawiono na zasadzie kontrastów. Jednym przypadła rola zdegradowanych, epatujących nienawiścią oraz bezlitosnych krwiopijców, drugim dzielnych bojowników broniących harmonii oraz słusznego porządku. Trochę to naiwne, nieprawdaż? Główny protagonista jest natomiast wykapanym archetypem amerykańskiego marines - obrzydliwie honorowym, bezgranicznie oddanym sprawie, wiernym żołnierskiemu kodeksowi, pozbawionym wewnętrznych rozterek, gotowym poświęcić życie dla ratowania ojczyzny itp. Doliczmy jeszcze głębokie niebieskie ślepia, kwadratową szczękę, patetyczne komentarze i otrzymujemy wówczas gotowego Reyesa.
Ponieważ stoimy po właściwej stronie barykady i jesteśmy zarazem ostatnią nadzieją ludzkości, otrzymujemy naprawdę solidne wsparcie od federacji - osobisty międzygalaktyczny krążownik Retribution z odpowiednio przeszkoloną załogą oraz pakiet 500+. Dokładnie tak nienawistnicy i zazdrośnicy! Reyes spokojnie może konkurować z komandorem Shepardem, bowiem jego maszynka to solidnych rozmiarów jednostka zawierająca zbrojownię, pomniejsze myśliwce oraz kompleksowe centrum dowodzenia. Swoiste centrum dowodzenia mocno przypomina placówki wprowadzone w Advanced Warfare, oferując równie ograniczone pole manewru, bowiem nasza funkcja okazuje się wyłącznie rezydencka. Owszem, możemy zajrzeć na kapitański mostek i wybierać między misjami głównymi lub pobocznymi, niemniej żadnych poważniejszych decyzji odnośnie wyglądu pojazdu, obranego kursu, wyposażenia bojowego czy rozwoju poszczególnych sekcji zwyczajnie nam odmówiono. Fajnie jest posiadać własne miejsce we wszechświecie, aczkolwiek twórcy mogli odrobię rozwinąć ten element, zamiast oferować graczowi po prostu mobilną bazę wypadową.
Zmienili się bohaterowie, pojawiła perspektywa odwiedzenia odległych planet, będziemy używać najdziwniejszego arsenału, jednak pod względem mechaniki Call of Duty: Infinite Warfare jest kolejnym klonem Modern Warfare. Zawsze działamy w pierwszym szeregu asekurowani przez kompanów, poza małymi wyjątkami rozwalając wszystko dookoła, stanowiąc w zasadzie jednoosobową armię nadającą wydarzeniom właściwego tempa. Ot, powiedziałbym czysta kwintesencja Call of Duty - pewnym osobom taka koncepcja wybitnie pasuje, innym zdążyła się przejeść - punkt widzenia zależy od indywidualnego podejścia. Osobiście nauczony doświadczeniem nie oczekiwałem żadnej rewolucji. Wtórność jest bowiem największym grzechem serii powielanym z premedytacją, wystarczy wszak uruchomić dowolną odsłonę Call of Duty i zaliczyć pierwszą misję kampanii, aby bezbłędnie określić rodowód produkcji. Infinite Warfare przynosi trochę nowości, niemniej modyfikacje wynikają bardziej z konieczności dostosowania rozgrywki do futurystycznych realiów, aniżeli faktycznej chęci odświeżenia formuły.
- SPIS TREŚCI -
- 1 - Żarty się skończyły - lecimy w kosmos
- 2 - Potrzeba nam nowych bohaterów!
- 3 - Realia się zmieniły, ale rozgrywka po staremu
- 4 - Strzelanie to jednak nadal podstawa
- 5 - Multiplayer mocno przypomina Black Ops III
- 6 - Platforma na jakiej testujemy gry
- 7 - Call of Duty: Infinite Warfare PC - Galeria screenów
- 8 - Oprawa wizualna i podsumowanie