Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Call of Duty: Black Ops - Szczęśliwa siódemka?

Sebastian Oktaba | 16-11-2010 10:21 |

Zastanawialiście się kiedyś, co zawdzięczamy narodowi amerykańskiemu? Pomyślmy chwilę... bombę atomową, Big Maca, Chevroleta Camaro, Coca Colę, George'a W. Bush'a oraz oczywiście setki gier traktujących o wojażach dzielnych, szlachetnych i ofiarnych marines. Niechaj ujawni się chociażby jeden prawdziwy entuzjasta shooterów, który nigdy nie wyzwalał europy bądź ratował świata w skórze jankeskiego żołnierza... Próżno szukać takiego przypadku, szczególnie jeśli weżniemy pod uwagę, że obecnie Battlefield: Bad Company i Call of Duty niepodzielnie rządzą tym gatunkiem. Ostatnia z wymienionych wyżej serii rokrocznie wzbogaca się o kolejną odsłonę, która natychmiast wskakuje na listy bestsellerów napełniając kieszenie wydawcy milionami zielonych banknotów z podobizną Benjamina Franklina. Niestety, każda dobra passa kiedyś musi się skończyć, czego najlepszym przykładem jest (subiektywnie) przeciętny sequel Modern Warefare. Moje obawy o jakość Call of Duty: Black Ops były więc uzasadnione. Czy siódma część popularnego cyklu ma szansę dorównać starszemu rodzeństwu? Przyznam szczerze, rozczarowujący Medal of Honor utwierdził mnie w przekonaniu, że należy spodziewać się kaszanki...

Autor: Caleb - Sebastian Oktaba

Odpowiedzialnością za stworzenie Call of Duty: Black Ops obarczono studio Treyarch, znane bliżej z konsolowych odsłon cyklu (m.in.: Big Red One) oraz niezbyt porywającego chociaż grywalnego World at War (LINK do recenzji). Doświadczenie firmy przy produkcji „wojennych” strzelanin pierwszoosobowych jest bezsprzecznie ogromne, ale dotychczas to ekipę Infinity Ward postrzegano jako specjalistów od Call of Duty. Fakt, ludzie stojący za Modern Warfare (warto przeczytać - LINK) osiągnęli razem bardzo dużo, niemniej w ostatnich miesiącach ich szeregi zostały poważnie przetrzebione. Publiczna kłótnia z szefostwem Activision doprowadziła do masowych zwolnień, zaś panowie prezesi omamieni gigantycznymi wpływami, odmówili twórcom należnych i podobnież zagwarantowanych pisemnie premii. Zdolnych programistów przyjęło pod swoje opiekuńcze skrzydła Electronic Arts, dlatego przyszłość marki jest niepewna, skoro trzeci Modern Warfare będzie przygotowywany przez zupełnie inny zespół. Cóż, pieniądze niezawodnie odbierają zdrowy rozsądek... Natomiast Treyarch pozostając poza wszelkim sporem, mogło w spokoju dopieścić Black Ops - siódmy odcinek dochodowego tasiemca. Jak prezentuje się efekt końcowy? Generalnie, nawet pomimo konsekwentnego serwowania tych samych pomysłów, gra pozytywnie zaskakuje. Ktokolwiek miał do czynienia z Call of Duty, doskonale wie, czego należy się spodziewać. Taki styl zabawy trzeba po prostu lubić.

Black Ops przenosi nas w czasie i przestrzeni do gorącego okresu Zimnej Wojny, kiedy dwa supermocarstwa rywalizowały o globalną dominację, uczestnicząc w wyścigu zbrojeń podsycanym dodatkowo politycznymi aferami. Fallout'owa wizja przyszłości była wtedy bliska ziszczenia - polecam obejrzeć Trzynaście Dni z Kevinem Costnerem, aby lepiej poczuć ten nerwowy klimat. I właśnie napięta sytuacja pomiędzy USA oraz ZSRR w drugiej połowie ubiegłego wieku, stała się motywem przewodnim nowego Call of Duty. Eksterminowanie brodatych terrorystów tudzież uwalnianie starego kontynentu spod jarzma hitlerowców, ustąpiło miejsca (wyłączając krótki epizod) tajnym operacjom inspirowanym historycznymi wydarzeniami. Zwiedzimy więc mnóstwo miejsc, weźmiemy udział w najniebezpieczniejszych misjach i poznamy legendarne postaci, będące wówczas u szczytu władzy. Jest to dość nieoczekiwana, ale w ogólnym rozrachunku korzystna zmiana, bowiem podobna tematyka w FPS nie była jeszcze szerzej poruszana. Treyarch sprytnym manewrem ominęło drugowojenne korzenie serii, jednocześnie nie wchodząc w paradę Infinity Ward. Przedstawiona opowieść zrealizowana została w tonie poprzedników, aczkolwiek zdecydowanie mniej uświadczymy tutaj typowego dla serii patosu. Irytującą „amerykańskość” zastąpiono epickimi scenami, przywodzącymi na myśl skrzyżowanie drugiego Call of Duty z Modern Warefare. Słowem - przepis jest stary, tylko składniki jakby świeższe.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 5

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.